Dzisiaj musimy jechać już do Sydney (jutro mamy lot do Nowej Kaledonii) gdzie zatrzymamy się u Kate (niestety jej nie będzie bo w tym czasie jedzie do Canberry). Wstaliśmy po 8 i zjedliśmy wspólnie śniadanie z Wiki i Markiem. I tak zeszło nam do 10. Pociąg mamy o 14.06 więc postanowiliśmy nadgonić jeszcze trochę bloga (Andrzej pisał, a Paulina zamieszczała zdjęcia). Około południa usiedliśmy jeszcze przy herbacie i mazurkach z rodziną i kwadrans przed drugą Mark zawiózł nas na dworzec. Ciężko było się żegnać bo bardzo polubiliśmy australijską rodziną. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na pocztą bo w ostatniej chwili postanowiliśmy wysłać paczkę do Polski z drobiazgami. Na dworzec wparowaliśmy kilka minut przed odjazdem. Na szczęście pociągu jeszcze nie było, ale nie mieliśmy biletów. Andrzej poszedł więc je kupić i w tym czasie przyjechał pociąg. Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Dzień był zachmurzony i kropiło od czasu do czasu (tak było od niedzieli). Typowo szkocka pogoda, tylko było cieplej. Do Sydney dojechaliśmy po 16. Po drodze do mieszkania Kate kupiliśmy sushi, które zjedliśmy już w domu. Na 18 umówiliśmy się jeszcze z Jenna i Hugo na zwiedzanie Sydney nocą. Spotkaliśmy się przy zatoce i poszliśmy na spacer dookoła opery i niedaleko mostu. Niestety zaczęło siąpić i nie chciało przestać (na szczęście było ciepło). Nie przeszkodziło to nam żeby kupić sobie lody;) Do domu wróciliśmy około 21. Obejrzeliśmy sobie jeszcze jakiś film w telewizji i poszliśmy spać. Jutro rano rozpoczniemy nowy rozdział naszej podróży.