Rano po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę do Great Ocean Road. Jest to bardzo znana droga na południowy zachód od Melbourne (ma około 300km długości). Wiedzie ona brzegiem morza z którego jest miejscami bardzo ładny widok na poszarpaną linię brzegową, z wysokimi klifami i skałami wystającymi z wody. Tutaj znajduje się też skupisko takich skał które nazywa się Dwunastu Apostołów (teraz ostało się tylko 7). Niestety ta formacja podobała nam się najmniej. Pewnie z racji tego że jest to najpopularniejsze miejsce na trasie i jest ono bardzo skomercjalizowane (duży parking na samochody i autokary, szeroki ścieżki, duże platformy widokowe i tłumy ludzi). Cała trasa jest ładna, szczególnie odcinek bliżej Melbourne, ale nas tak nie zauroczyła jak centralna Australia. Zaczął zbliżać sie wieczór i postanowiliśmy zacząć rozglądać sie za miejscem na nocleg. Stwierdziliśmy jednak, że lepiej będzie jak przejedziemy przez Melbourne wieczorem bo będzie mniejszy ruch (rano prawdopodobnie utknęlibyśmy w porannych korkach. I tak też zrobiliśmy. Jak już wjechaliśmy do Melbourne okazało się że trasa którą sobie wybraliśmy jest płatna jakimś systemem elektronicznym, więc szybko z niej zjechaliśmy. No i zaczęły się schody. Nie mieliśmy dokładnej mapy miasta. Ta którą mieliśmy od Adama była stara i nie aktualna jak się później dowiedzieliśmy. Krążyliśmy jakiś czas żeby się odnaleźć. Skończyło się na tym że zatrzymaliśmy sie na stacji benzynowej i spytaliśmy o drogę. Na stacji był akurat kierowca z firmy kurierskiej który dostarczał jakąś paczkę. Zaoferował, że popilotuje nas do drogi wylotowej z miasta. Bardzo nas to ucieszyło bo zanosiło się na to że będziemy musieli rozbić namiot w jakimś parku. Tuż przed miejscem gdzie mieliśmy się rozstać facet zatrzymał sie i podszedł do nas. Powiedział nam że jest już późno i dał nam kartkę z numerem telefonu jego rodziny, która mieszka w Melbourne u której możemy się zatrzymać za jakąś drobną opłatą. Wzięliśmy kartkę na wszelki wypadek, podziękowaliśmy i wyjechaliśmy z miasta już bez problemu. Namiot rozbiliśmy też przy drodze na miejscu postojowym.