Dzisiaj Andrzej wstał wcześniej (wszyscy jeszcze spali) i pojechał na lotnisko odebrać samochód. W tym czasie spakowała nasz majdan. Andrzej wrócił dopiero przed południem, więc nie zostało nam za wiele z dnia. Spakowaliśmy się więc do samochodu, pożegnaliśmy się (było jak zwykle ciężko się rozstać) i ruszyliśmy w drogę. Chcieliśmy dojechać jak najdalej na wschód, blisko Great Ocean Road, żeby ją jutro przejechać. Nocleg znaleźliśmy na jakimś miejscu piknikowym przy drodze.