Geoblog.pl    akleeberg    Podróże    New Zealand, Australia and SE Asia 2010    Adelaide
Zwiń mapę
2010
01
mar

Adelaide

 
Australia
Australia, Adelaide
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 30363 km
 
Dzisiaj wstaliśmy około 9 rano, zjedliśmy śniadanie i poszliśmy do recepcji spytać się gdzie możemy znaleźć jakieś miejsce z dostępem do internetu. Zabraliśmy mapkę i pojechaliśmy ze złomować samochód. Wjechaliśmy na teren złomowiska i podeszliśmy do biura. Tam uwijał się jakiś chińczyk. Powiedział nam żebyśmy chwilę poczekali bo obsługiwał akurat jakiegoś innego gościa. Po chwili wsiadł do wózka widłowego i ni z tego ni z owego podjechał nim do samochodu, podniósł go, przeniósł na wagę, znowu podniósł, postawił obok na ziemi, wypisał kwitek i wypłacił nam $200. Wszystko to trwało mniej niż 2 minuty (nie spodziewaliśmy się że pożegnanie z samochodem będzie tak brutalne). Ze złomowiska poszliśmy (20 minut spacerku) do lokalnego (dzielnicowego) centrum kultury skorzystać z internetu. Ku naszemu zaskoczeniu pani w recepcji powiedziała, że możemy z niego korzystać za darmo i do woli. Bardzo nas to ucieszyło. Włączyliśmy więc kompa i zaczęliśmy szukać samochodu. Najpierw sprawdziliśmy strony car relocation, czy nie ma jakiejś taniej okazji żeby przewieźć samochód do Alice Springs. Niestety nic nie było w czasie który by nas interesował. Po dłuższej rozmowie i przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw postanowiliśmy wynająć samochód terenowy z opcją spania w środku (jest dużo takich samochodów, głównie Toyota Land Cruiser, wyposażonych w lodówkę, kuchenką i wszystkie potrzebne kuchenne akcesoria z elektrycznym czajnikiem i tosterem włącznie). A to dlatego że dalej na północ chcieliśmy jechać nieutwardzonymi drogami (żeby zobaczyć więcej miejsc, a nie tylko to co widać z autostrady), które mogą wyglądać jeszcze gorzej niż te którymi jechaliśmy do tej pory, więc normalnym samochodem byśmy tam nie wjechali. Zaczęliśmy sprawdzać ceny i czy w ogóle jest jakiś samochód dostępny w terminie który by nam pasował. Po długich poszukiwaniach i kilku telefonach udało nam się znaleźć dwa samochody. Niestety taka impreza nie jest tania. Wypożyczenie takiego samochodu na 11 dni z pełnym ubezpieczeniem (lepiej je wziąć i mieć święty spokój, niż potem płacić za każde uszkodzenie – a może się stać naprawdę dużo rzeczy – od zadrapania, przez zbicie szyby po rozbicie samochodu, szczególnie przy kontakcie z kangurami albo wielbłądami) kosztuje ponad $2500 (plus paliwo, a samochód w terenie może palić nawet 20l/100km). Stwierdziliśmy, że raz kozie śmierć. Jak szaleć to na całego. Było to sporo ponad nasz planowany budżet na Australię, ale jeżeli byśmy tego nie zrobili to będziemy tego żałować przez bardzo długo zwłaszcza, że w tamtych rejonach panowały podtopienia i bez terenowego samochodu moglibyśmy nigdzie nie wjechać a lecieć przez pół świata i nic nie zobaczyć to po prostu nie miałoby sensu. Szybko więc wykonaliśmy telefon żeby zarezerwować samochód za nim kto inny to zrobi. Kluczyki odbieramy jutro. Poszukiwanie i rezerwacja zajęły nam sporo czasu. Zrobiło się późne popołudnie. Z ośrodka wyszliśmy z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony byliśmy podekscytowani wizją rozpoczynającej się przygody, a z drugiej strony wysokością salda na naszym koncie (gdzieś będziemy musieli sporo zaoszczędzić lub później z czegoś zrezygnować żebyśmy mogli zobaczyć to co zaplanowaliśmy do końca roku). Mimo to postanowiliśmy to uczcić i poszliśmy po drodze na lody. Na kemping wróciliśmy około 18. Paulina poszła zrobić pranie a ja wziąłem się za robienie obiadu. Dalszą część wieczoru spędziliśmy na planowaniu dalszej drogi i zaznaczaniu miejsc które warto zobaczyć. Spać poszliśmy około 23.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 273 wpisy273 339 komentarzy339 2533 zdjęcia2533 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże