Na dzisiaj mieliśmy zaplanowane zwiedzanie parlamentu. Wstaliśmy około 8, zjedliśmy śniadanie z wujem i ruszyliśmy do centrum. Po drodze wuj nam opowiadał o pożarze który miał miejsce kilka lat temu (jak jeszcze ciocia Ina żyła) i który spalił domy dwie ulice dalej od domu wuja.
Samochód zaparkowaliśmy na podziemnym parkingu, pod parlamentem. Gdy weszliśmy do foyer i podeszliśmy do recepcji żeby się dowiedzieć kiedy będzie następna wycieczka z przewodnikiem. Okazało się że poprzednia zaczęła się 15 min temu a następna będzie za 45 min. Postanowiliśmy więc wziąć mapkę parlamentu i zwiedzić go sami. Zobaczyliśmy więc obie izby parlamentu (wyglądają one podobnie, z tą różnicą że sala Senatu ma kolor czerwony, a Izba Reprezentantów zielony). Później poszliśmy zobaczyć jedną z kopii Magna Carta (ta kopia jest z 1297 roku, została ona nabyta przez Parlament Australijski w 1952). Później pojechaliśmy z wujem na dach parlament skąd jest bardzo ładny widok na Canberrę. Po wycieczce zgłodnieliśmy trochę więc poszliśmy we trójkę zjeść lunch w parlamentarnej kafejce. Po lunchu wróciliśmy do domu. Tam wuj wyciągnął z szafki polskie piwo więc usiedliśmy na kanapach w pokoju dziennym na pogaduchy. Czas nam zleciał bardzo szybko (chyba przez to piwo ;) i musieliśmy się już zbierać na obiad. Alicja zaprosiła nas na obiad do chińskiej knajpy gdzie mieliśmy uczcić urodziny Michaela. A po obiedzie, na 20 pojechaliśmy z wujem do polskiej ambasady, na koncert inaugurujący obchody 200 rocznicy urodzin Chopina. Generalnie koncert był przegadany. Więcej było powitań wyśmienitych gości i przemów niż muzyki. Na fortepianie grał kolega Anny ze szkoły muzycznej. Sam koncert bardzo się nam podobał. Po zakończeniu wuj przedstawił nas ambasadorowi (czuliśmy się dość nie swojo, bo wszyscy byli ubrani wieczorowo, a my w naszych podróżnych ciuchach, ale wyglądało na to że nikt tutaj się specjalnie nie przejmował poza nami). Wuj nie miał ochoty zostawać na bankiecie więc wróciliśmy do domu i poszliśmy spać.