Rano Viki piekła jeszcze jagnięcinę na dzisiejszy lunch. My wstaliśmy około 9. Tradycyjnie zjedliśmy jeszcze razem śniadanie (owsianka :/), po której doprawiliśmy jeszcze sałatkę ziemniaczaną. Później Viki biegała po kuchni szykując jeszcze zapiekany warzywa i sałatkę. Generalnie lekki chaos :) My poszliśmy do swojego pokoju spakować plecaki. Przez to całe zamieszanie przyjechaliśmy do Canberry 1.5h spóźnieni, ale rodzina nie była tym zbytnio zaskoczona. Do Canberry jechaliśmy w dwa samochody. Mark jechał z Viki swoim autem, my z Pauliną natomiast samochodem Timma (był to samochód wuja Andrzeja, który Mark odkupił; samochodem tym jeździły kolejno córki Marka no i Timm i miała go dostać w spadku jeszcze Jenna, ale jakiś tydzień temu Tim miał stłuczkę i nie było już warto naprawiać samochodu więc Mark wpadł na pomysł, że możemy tym samochodem jechać tak daleko jak się da kontynuując naszą wycieczkę – wszystko w tajemnicy przed wujem Andrzejem bo by dostał zawału i przed Timem bo miał nadzieję że samochód można jeszcze naprawić). Podjechaliśmy jeszcze do Ellie zostawić samochód i pojechaliśmy do Alicji. Tam czekała na nas cała jej rodzina, wuj Andrzej, Adam, jego mama i córka Agnieszka. Wszyscy usiedliśmy do stołu i zrobił się taki hałas jak zwykle na Litewskiej jak się cała rodzina zbierze (brakowało tylko śmiechu ciotki Gochy :). Po lunchu przyszedł czas na tort ponieważ Micheal, najmłodszy syn Alicji miał akurat urodziny. Później wszyscy zasypali nas gradem pytań i tak nam zeszło do około 18 kiedy wuj Andrzej niespodziewanie dla wszystkich zarządził, że już jedziemy (przez następne trzy noce będziemy spać u niego). Więc zaczęliśmy się żegnać ze wszystkimi w biegu. W srodze do domu objechaliśmy jeszcze Canberrę zaliczając nowy i stary parlament, War Memorial (aleja i budynek upamiętniający wszystkich poległych w czasie obu wojen światowych, akademię wojskową do której chodzili Mark i Jeff i wzgórze z którego był widok za całą Canberrę (miasto ma zupełnie odmienny układ, a to dlatego że zostało specjalnie zaprojektowane jako stolica w latach dwudziestych – nie ma tu głównego centrum jak w tradycyjnych miastach – w centralnym miejscu miasta znajdują się jezioro, budynki rządowe i parlament od którego rozchodzą się promieniście ulice do pozostałych dzielnic które stanowią centra same w sobie). Po przejażdżce wróciliśmy do domu wuja gdzie przyszykowaliśmy kolację. Resztę wieczoru spędziliśmy na rozmowach z wujem o rodzinie, trochę o książce i podróżach po Australii.