Po wymeldowaniu się ze schroniska, skorzystaliśmy jeszcze z internetu w bardzo przyjemnie chłodnym pokoju i podjechaliśmy do centrum darmowym busem. Cały dzień przelotnie padał deszcz z różnym natężeniem, od leciutkiej mżawki po oberwanie chmury. W końcu jest lato czyli na północnym wschodzie pora deszczowa. Temperatura jest całkiem przyjemna, ok 25-28 stopni, gorsza jest wilgotność, która jest na wysokim poziomie, przez co jest cały czas parno. Z plecakami poszliśmy poszukać miejsca gdzie byśmy mogli zjeść późne śniadanie. Doszliśmy do miejsca które nazywało się Night Market. Było tam pełno knajpek z azjatyckim jedzeniem, a wieczorami są tu też otwarte sklepy do późna. My zatrzymaliśmy się przy miejscu które miało ciepły bufet. Zapłaciliśmy tylko za talerz (Paulina mały, ja średni) i zaczęliśmy misterne układanie piramidki na talerzu. Spróbowaliśmy nawet ośmiornice i kalmary, ale w sumie żadna rewelacja (lekki żujek). Najedliśmy się pod korek i poszliśmy nad otwarty basen-lagunę tuż przy samym oceanie. Tam poleniuchowaliśmy trochę mocząc nogi w basenie. Kupiliśmy też kartę SIM z australijskim numerem (+61434561106), żeby było nam się łatwiej komunikować z ludźmi z couchsurfing i z rodziną. Popołudniu wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy do Malcolma (jego żony, dwóch synów i papugi) u którego spędzimy następne dwie noce.
W sobotę lało jeszcze mocniej. Przedpołudniem Malcolm podwiózł nas do centrum. Tam przeszliśmy się do informacji turystycznej dowiedzieć się co możemy robić dalej na naszej trasie. Później wstąpiliśmy jeszcze do kafejki internetowej poszukać możliwości transferu samochodu (ludzie wypożyczający samochody nie zawsze zwracają je do tego samego miejsca skąd je wypożyczali i firmy oferują bardzo tanie wypożyczenie samochodu od $1 za dzień, czasem z pieniędzmi na paliwo żeby przetransferować go z powrotem do bazy). Myślimy żeby w taki sposób dojechać do Uluru i z powrotem na wschodnie wybrzeże, ale to się jeszcze okaże. Wczesnym popołudniem wróciliśmy do Malcolma. Po drodze zostaliśmy zmoczeni oberwaniem chmury (a dokładniej resztkami cyklonu który krążył wokół Cairns). Ponieważ nic więcej się nie dało zrobić w taką pogodą, mieliśmy dość czasu żeby nadgonić blog i uaktualnić zdjęcia, z czego pewnie się ucieszycie ;) Wieczorem zaproponowaliśmy że ugotujemy im obiad. Zrobiliśmy klopsy, ziemniaki i sałatę. Wszystkim bardzo smakowało (Malcolm wziął nawet dokładkę, czego ponoć prawie nie robi). Na deser był bardzo ppppyyyyyssssszzzzznnnyyyy Bread and Butter pudding (deser z chleba, masła, rodzynek i cynamonu). Później pooglądaliśmy błyskawice, pożartowaliśmy i tak nam czas zleciał do północy i trzeba było iść spać.
After checking out from the hostel, we used internet in very nice air conditioned room and later took free shuttle to city centre. It was raining all day from time to time (from small drizzle to heavy downpour). It is summer hear which means wet season. Temperature is not bad, between 25 and 28, worse is humidity which makes the air really sticky. We had a wee wonder around in search for a place for late breakfast. After a while we found Night Market with lots of Asian eateries. All of them were buffet style so we paid for the size of the plate and began slow process of building food pyramid on the plate. In the evening all the shops here are opened too so it is nice place to relax in the evening. We ate as much as we could and went to seat by a lagoon pool to digest. We spend some time there soaking our feet in nice, cool water. In the afternoon we made our way to Malcolm’s place, where we surfed his couch for next two days. We had a really nice time with his family (his wide, two sons and parrot).
On Saturday it rained even more. In the morning Malcolm gave us a lift to town where we went to tourist information centre what we can see further south. After we went to internet cafe to check what are the chances to book relocation car rental (basically you can transfer a car from city where people left it back to rental company location; it costs anything from $1 a day and they sometimes give you petrol money or even some money for travel expenses so you can get pretty good deal). We are thinking of travelling that way to Alice Springs to see Uluru and back to east coast. But we are not sure yet. In the early afternoon we went back to Malcolm’s home. On the way we were soaked by the rain (remains of the cyclone to be more precise). As we couldn’t do much in that weather, we had enough time to catch up with blog and upload some photos. In the evening we offered to cook a Polish dinner. We made polish version of meat balls with potatoes and salad. Everyone enjoyed it (even Malcolm too second portion, he said that it is really unusual). Then we had bread and butter pudding with raisins and cinnamon which was also very delicious. Then we watched some lightnings and chatted away until midnight.