Ranek był bardzo ladny. Sloneczko przygrzewalo i widoki były prześliczne wiec się specjalnie nie spieszylismy ze zwijaniem . Po siniadaniu zaczęło się zjeżdżać duzo ludzi podziwiac te same widoki wiec nas wykurzyli z tamta. W drodze do Tasman Park jechaliśmy po kretych drozkach i Pauline troche taka jazda zemdlila wiec musialem zwolnic i zaczec wczesniej rozglądać się za miejscem noclegowym. Po dłuższej jezdzie znaleźliśmy piekny zakatek tuz nad sama rzeka, z miejscem na ognisko. Po tym jak się rozłożyliśmy Paulina poszla się zdrzemnac i wygrzac na sloneczku. Opatulona w spiwor drzemala dobra godzinke. W tym samym czasie przyjechal jeden kampervan i tez się rozłożył niedaleko nas. Paulina obudzilo swedzenie pogryzionych rak. Byly to male, upierdliwe, zjadliwe, stadne i gryzace muszki, które się tu nazywaja Sandflies (cos jak meszki tylko ciut wieksze). Po takiej pobudce Paulina stwierdzila ze robimy obiad i zamknela się w samochodzie i zaczela siekac cebule i mieso, a ja odstawiałem tance na zewnatrz gotując ryz (bo nie wzięliśmy rzadnego offa). Podczas gotowania, zaczely zjeżdżać się samochody (w sumie około 10, w tym wiekszoc to minivany) i wysypywac z nich hippisopodobni ludzia. Okazalo się ze to byli jacys miejscowi i ze akurat dzisiaj zaplanowali sobie calonocna impreze z glosna muzyka (w jednym z samochodow był glosny system stereo) procentami i trawa. Parka z kampervana zmyla się jak tylko zobaczyla co się swieci. My dokończyliśmy obiad (w samochodzie bo nie dalo się jesc tańcząc i odpędzając się od tych muszek) i tez podjęliśmy decyzje o przeprowadzce. Szybko się zwinalismy i ruszyliśmy szukac nowego miejsca. Robilo się już coraz pozniej i nie mogliśmy znaleźć rzadnego porządnego miejsca. W koncu ok. 21 znalezlismy maly skwerek z trawa w jakiejs wiosce nad morzem, tuz obok wjazdu to miejscowego klubu bowlingowego i jak się potem okazalo kościoła (wyglądał jak zwykly barak, nawet krzyza na zewnatrz nie było). Po krotkim spacerze po plazy zrobiliśmy sobie herbaty i poszlismy spac.
Morning was very nice. Sun was shining and views were amazing so we didn’t rush with packing our stuff. After we had breakfast there started to arrive more people to admire views so they made us leave. On The way to Abel Tasman Park road was very winding and Paulina didn’t feel well so I had to slow down and start looking for a place to stay earlier then expected. Finally we have managed to find beautiful spot, right by the river, with a place for a fire. Paulina took sleeping back and sleeping mat out of the car and went to have a wee nap on the sun. In the same time I had a wee look around and managed to pitch a tent. When Paulina was sleeping , another campervan arrived on the same spot. Paulina was woken up by sandflies (something like midges, but bigger and equally annoying) , which bit her hands quite badly. After such a wakeup call Paulina decided that it is time for dinner and she took some veggies, chopping board and knife and locked herself in the car (there was no sandflies there) and I started dancing around our gas stove trying to cook rice (we didn’t have any insect repellent). When I was cooking rice, about ten vans pulled over hippie like people started coming out. One of them approached me and said that they will have all night party here with music, drink and smoke. The couple from campervan took off when they saw what is happening. We finished eating our dinner in the car (it was impossible to eat outside and avoid sandflies in the same time) and decided to camp somewhere else. It was getting dark by the time we managed to find another spot. It was nice grassy place by the sea, right next to entrance to local bowling club and church (nice). After a short walk on the beach, we made nice cup of tea and when to sleep.