Dzisiaj pobudkę mieliśmy o 6. O 7 Mieliśmy śniadanie i godzinę później byliśmy już w drodze do miejscowości Coc Ly, gdzie zatrzymaliśmy się, aby zobaczyć lokalny targ (był znacznie mniejszy od tego w Bac Ha). Po drodze widoki były przepiękne, tradycyjnie z mgłą przysłaniającą góry. Z Coc Ly musieliśmy przejść jeszcze kawałek do rzeki, na której czekała na nas łódka. Spędziliśmy na niej bardzo relaksującą godzinę płynąc z jej biegiem do restauracji, w której zjedliśmy lunch. Tutaj czekał już na nas samochód z naszymi bagażami, którym wróciliśmy do Lao Cai. Na miejscu przyszło nam się rozstać. My poszliśmy szukać transportu do Sapy. Poszliśmy na dworzec autobusowy, ale tam dowiedzieliśmy się, że żaden autobus już dzisiaj nie jedzie i że musimy iść na inny dworzec po drugiej stronie rzeki. Niespecjalnie wiedzieliśmy gdzie on jest i czy na pewno będą tam jakieś autobusy. Poszliśmy więc z powrotem pod dworzec autobusowy. Tam udało nam się znaleźć minibusa za 30 tyś dong od osoby, którym dojechaliśmy do Sapy. Na miejscu byliśmy po 18. Wyładowaliśmy nasze plecaki i zaczęliśmy się orientować w którą stronę mamy iść, żeby znaleźć jakiś nocleg. I wtedy podjechała do nas jakaś babka na motorze i powiedziała, że ma pokój do wynajęcia za $8. Niespecjalnie byliśmy przekonani, więc pani powiedziała, ze może zabrać jedno z nas, żeby zobaczyć pokój. Tradycyjnie padło na Paulinę. Po kilku minutach pani wróciła po Andrzeja (znaczy się, że zostajemy). Pokój był całkiem spory z łazienką i gorącą wodą. W cenę wliczone było też śniadanie. Po zameldowaniu się poszliśmy poszukać jakiejś knajpy na obiad. Pełno było restauracji, które serwują autentyczną pizzę, hamburgery i inne zachodnie dania, ale w końcu udało nam się znaleźć coś lokalnego i bardzo smacznego. Po obiedzie poszliśmy jeszcze na krótki spacer i wróciliśmy do pokoju.