Dzisiaj lecimy z Da Nang do Hanoi (zdecydowaliśmy się na samolot, bo słyszeliśmy, że na południe od Hanoi są duże powodzie więc nie chcieliśmy ryzykować utknięcia po drodze, a bilet na samolot był w tej samej cenie co pociąg). Rano poszliśmy więc na dworzec autobusowy i znowu musieliśmy się targować o bilet do Da Nang. Na miejscu przeszliśmy się pieszo z centrum na lotnisko (tym razem udało nam się nie zabłądzić). Do Hanoi dotarliśmy bez przeszkód. Z lotniska do centrum Hanoi odjeżdżał autobus podstawiony przez linie lotnicze Jet Air więc z niego skorzystaliśmy. W centrum trochę pozwiedzaliśmy zanim znaleźliśmy nocleg (trafiło na Friendly Hotel za $11 za noc). Po zrzuceniu bagaży poszliśmy poszukać jakiegoś miejsca na obiad. W Old Quarter (starej dzielnicy Hanoi), najpopularniejszej wśród turystów części miasta, jest pełno restauracji i knajpek. Zaczepiało nas dużo właścicieli knajp i w końcu jednemu ulegliśmy. Usiedliśmy przy tradycyjnie niskim, plastikowym stole. Nie specjalnie wiedzieliśmy na co się zdecydowaliśmy, ale po chwili wszystko się wyjaśniło. Na stole wylądował półmisek z surową, zamarynowaną wołowiną, cebula, jakieś grzybki i inne warzywa. Wszystko to smażyliśmy sobie na małej, gorącej płycie, która podgrzewana była jakimś paliwem w kostce. Wszędzie dookoła pryskał tłuszcz (my też byliśmy w ciapki), ale zabawa była przednia. Mięso było przepyszne. Po takiej uczcie wróciliśmy do pokoju i poszliśmy spać.