Geoblog.pl    akleeberg    Podróże    New Zealand, Australia and SE Asia 2010    Phnom Penh
Zwiń mapę
2010
20
paź

Phnom Penh

 
Kambodża
Kambodża, Phnom Penh
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 61650 km
 
Dzisiaj jedziemy do Phnom Penh. Autobus mieliśmy o 6.30 rano, więc musieliśmy wstać dość wcześnie, żeby zjeść jeszcze śniadanie. Do odjazdu wszystko szło dość dobrze. Autobus odjechał z niewielkim opóźnieniem (w sumie norma). Pierwszy odcinek z Ban Luang do Kratie (jakieś 260 km) był po nieutwardzonej drodze. Jest ona w nienajlepszym stanie, miejscami rozjeżdżona, z mnóstwem dziur (czasami jest ich tyle, że wygląda jak durszlak). No i po ostatnich deszczach nie wiedzieliśmy jaka będzie sytuacja. Jednak warunki na drodze jakoś specjalnie nie przeszkadzały kierowcy, który grzał dosyć ostro trąbiąc co chwilę na wymijane motory. Dwa razy wpadliśmy w dość duże dziury, przy dość sporej prędkości (cud, że autobus się nie rozleciał). Po przeleceniu przez drugą dziurę, było słychać, ze cos się poluzowało przy przednim zawieszeniu, ale prędkość przejazdu nie spadła. Na ostatnich kilku kilometrach była tarka na drodze, co było gwoździem do trumny nadwyrężonego zawieszenia. W pewnym momencie był huk i słychać było jak zgubiliśmy coś metalowego. Andrzej spojrzał tylko przez okno, żeby sprawdzić czy to nie koło odpadło (na szczęście nie). Kierowca na początku wydawał się nie zważać na to co się stało, ale po chwili zaczął hamować i w końcu zatrzymaliśmy się na „poboczu”. Okazało się, że pękło kilka piór prawego przedniego resoru. Kolesie z obsługi (z reguły w załodze są trzy osoby: kierowca, konduktor i bagażowy) wczołgali się pod samochód i sądząc po odgłosach stukania młotka, zaczęli naprawę. Prowizoryczne rozwiązanie (oba końce resoru związali dętką od motocykla) wytrzymało do samego Phnom Penh (na szczęście dalej droga była już asfaltowa). Pomimo niespodziewanego postoju do Phnom Penh dojechaliśmy po 18 z, tylko, 30 minutowym opóźnieniem. O 19 spotkaliśmy się z Patrycją (u niej będziemy spać) w miłej i nie drogiej khmerskiej restauracji, niedaleko jej domu. Tam zjedliśmy przepyszne, tradycyjne danie rybny Amok (zapiekana ryba z mlekiem kokosowym w liściu banana) z ryżem. Po prostu rewelacja. Po obiedzie poszliśmy do jej domu. Tam spotkaliśmy jeszcze jednego kolesia z couchsurfingu z Francji, ale on jutro wyjeżdża do Ratanakiri. Po wieczornych pogawędkach poszliśmy spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 273 wpisy273 339 komentarzy339 2533 zdjęcia2533 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże