Autobus do Ban Lung odjeżdżał o 10.30 więc mieliśmy sporo czasu. W drodze na przystanek zjedliśmy śniadanie. Na autobus musieliśmy czekać godzinę, ale w końcu przyjechał. Zapakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Tym razem nie martwiliśmy się gdzie wysiąść bo Ban Lung to ostatni przystanek. Cała podróż szła całkiem dobrze, aż jakoś za połową drogi skończył się asfalt i zaczęły się dziury. Autobus znacznie zwolnił (inaczej zgubiłby zawieszenie). Posuwaliśmy się w ślimaczym tempie. Na miejsce dojechaliśmy dobrze po 19 (mieliśmy dojechać przed 18). Na dworze juz dawno zapadł zmrok. Jak wysiadaliśmy z autobusu tradycyjnie obskoczył nas mały tłumek kierowców oferujących darmowy transport do hoteli. My chcieliśmy się zatrzymać w Tree Top Guesthouse bo miał dobre rekomendacje. Znaleźliśmy więc odpowiedniego pana i pojechaliśmy na miejsce. Tam po wybraniu pokoju ($6 za noc) zjedliśmy obiad i niebawem poszliśmy spać. Byliśmy trochę zmęczeni po podróży.
Następnego dnia przeszliśmy się po miasteczku. Jest ono dość małe więc nie zajęło nam to zbyt długo. Poszliśmy się też dowiedzieć ile kosztuje transport to Phnom Penh i do Kratie, które jest w połowie drogi. Różnicy w cenie właściwie nie było ($7 od osoby), więc postanowiliśmy, że zostaniemy tutaj cały tydzień. Co nas trochę zdziwiło bilet to Phnom Penh jest tańszy, niż bilet z Kompong Cham tutaj, a Kompong Cham jest po drodze. Po spacerze wróciliśmy do guesthousu i zalegliśmy na werandzie planując co możemy zobaczyć. I tak nam zeszło do wieczora.
Niestety i tutaj pogoda pokrzyżowała nam plany. Chcieliśmy wynająć motor i pojeździć po okolicy, ale z racji tego, że większość dróg nie jest asfaltowa i z racji obfitych deszczy ograniczyliśmy się tylko do krótkich pieszych wypadów po okolicy. Niestety nic nie byliśmy w stanie innego zrobić. Z reguły w czasie deszczu przesiadywaliśmy albo na werandzie albo w pokoju. Ale dzięki temu udało nam się nadgonić bloga i teraz jesteśmy na bieżąco. 20 jedziemy do Phnom Penh, a 23 opuszczamy już Kambodżę i jedziemy do Wietnamu.