W naszym hotelu dowiedzieliśmy się, że aby dojechać do Kompong Cham musimy się przesiąść w Phnom Penh. Autobus do stolicy odjeżdżał o 9 i o tej godzinie byliśmy na przystanku. Na miejscu kupiliśmy bilet (kosztował on tyle samo co z Battambang do Phnom Penh !!!) i czekaliśmy, i czekaliśmy i czekaliśmy... W końcu zawołał nas jakiś koleś i zapakowaliśmy się do minivana. Okazało się, że dzisiaj jest znowu jakieś święto (w ogóle trwało ono jakoś około tygodnia) i wszystkie autobusy do Phnom Penh były załadowane, więc kolesiowi od którego kupiliśmy bilet udało się nas wcisnąć do tego minivana. W środkuwciśniętych było 21 osób, plus dwójka dzieci, więc było bardzo komfortowo. W Phnom Penh byliśmy po 11. Tam na dworcu wypatrzeliśmy jakiś autobus, który jechał do Kompong Cham o 11.30 i udało się nam kupić dwa ostatnie bilety. Po 20 minutach byliśmy już w drodze. Na miejsce dojechaliśmy około 14. Akurat lał deszcz więc musieliśmy przeczekać. Po deszczu przeszliśmy nad Mekong, brodząc w kałużach i znaleźliśmy hotel ($7 za noc – tańsze miejsca nie były specjalnie zachęcające). Wieczorem poszliśmy na obiad.
Na następny dzień zaplanowaliśmy sobie wycieczkę za miasto, ale pogoda pokrzyżowała nam plany i nic z tego nie wyszło. Prawie cały dzień siąpił deszcz, więc większość czasu spędziliśmy w pokoju. Wychodziliśmy tylko coś zjeść i kupiliśmy bilet do Ben Lung ($10 od osoby), stolicy prowincji Ratanakiri, na wschodzie Kambodży. Planowaliśmy też pojechać do prowincji Mondulkiri, ale tamtejsze drogi nie należą do najlepszych i transport Z Ben Lung jest dość drogi i problematyczny więc sobie odpuścimy.