Rano, pośniadaniu, zebraliśmy się i poszliśmy nad rzekę Tonle Sap, która wraz z jeziorem o tej samej nazwie jest unikatem na skalę światową. Rzeka łączy jezioro, które jest największym w Azji południowo wschodniej, z rzeką Mekong. Dwa razy w roku prąd wody w Tonle Slap zmienia kierunek. Raz podczas pory deszczowej, kiedy to nadmiar wody w Mekongu jest wpychany w górę rzeki do jeziora, znacznie zwiększając jego powierzchnię i nanosząc duże ilości wartości odżywczych i nawożąc tereny zalewowe, i drugi raz podczas pory suchej kiedy to woda z jeziora płynie z powrotem do rzeki Mekong. Tonle Sap stanowi bardzo ważny ekosystem w Kambodży. Na terenach zalewowych uprawia się ryż. Wraz z cofającymi się wodami napływają tutaj ogromne ilości ryb, składając w tym rejonie ikrę czyniąc jezioro jednym z najbardziej zasobnych w ryby słodkowodne akwenów na świecie. Na jeziorze znajdują się liczne wioski zbudowane na palach, jak i liczne pływające wioski rybackie (szacuje się, że jest ich razem ponad 160). Ze złowionych ryb pochodzi 60% białka konsumowanego w Kambodży. W porze suchej powierzchnia jeziora wynosi ok. 2700km2, zaś w porze deszczowej zwiększa się do ok. 16.000 km2. Jak zbliżaliśmy się do nabrzeża zagadał do nas mały facet, pytając czy nie chcemy wynająć łódki. Zgodziliśmy się na $4 dolary za godzinę. Wsiedliśmy więc do tradycyjnej łódki, którą wiosłuje się stojąc na rufie i opłynęliśmy najbliższą wioskę. Część domów była na palach, ale znaczna większość unosiła się na wodzie na różnych konstrukcjach. Na wodzie było wszystko od małych sklepików, po chlewy i kurniki (bardzo się staraliśmy nie wpaść do tej wody). Domy są w bardzo różnym stanie od ledwo się trzymających i pochyłych, do całkiem zdrowo wyglądających. Wszystkie mijanie dzieci się do nas uśmiechały, machały nam i mówiły Hello. Andrzej dostał też propozycję od grupki facetów, aby napić się lokalnego paliwa rakietowego, ale jakoś się nie skusił. Po godzinnej wycieczce wróciliśmy na ląd i zatrzymaliśmy się na lunch. I Dobrze bo akurat zaczęło padać. Po deszczu wróciliśmy do centrum mieściny i poszliśmy na spacer w przeciwną stronę, w kierunku wioski Ondong Rossey, w której znajduje się popularne w tym regionie małe zagłębie garncarskie. Po drodze mijaliśmy ładne widoki. Niestety do samej wioski nie doszliśmy, bo zaczęło się już robić późno i zbierały się dość ciężkie chmury na horyzoncie. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze na posiłek i wróciliśmy do domu. Jutro czeka nas podróż do Kompong Cham.