Dzisiaj postanowiliśmy pojechać do Kampong Chnang. Autobus mieliśmy o 9, więc nie było pośpiechu rano. Na przystanku byliśmy o czasie. Dając plecaki do schowania upewniliśmy się czy autobus zatrzymuje się w Kampong Chnang. Koleś powiedział, że tak oczywiście się tam zatrzymają, więc w spokoju sumienia wsiedliśmy do środka. Z naszych wyliczeń wynikało, że na miejsce powinniśmy dojechać około 13. I około 13 autobus się zatrzymał na jakiejś stacji obsługi. Wysiedliśmy więc i spytaliśmy kierowcy czy już jesteśmy na miejscu. Kierowca spojrzał na nas z niedowierzaniem. Okazało się, że już dojeżdżamy do Phnom Penh i że Kampong Chnang minęliśmy jakąś godzinę temu. Powiedział nam żebyśmy wzięli swoje plecaki i poczekali chwilę. On w tym czasie gdzieś zadzwonił. Później powiedział nam, że za godzinę będzie tędy przejeżdżał autobus do Battambang i że się tutaj zatrzyma, żeby nas zabrać. Nie mieliśmy specjalnie wyboru więc usiedliśmy i czekaliśmy. Na stacji obsługi były też stoiska z jedzeniem. W czasie czekania na transport wyraźnie wzbudziliśmy zainteresowanie wśród obsługi i chyba zaczęli rozmawiać na nasz temat. Próbowali do nas zagadywać łamanym angielskim. Generalnie była kupa śmiechu. Czas nam szybko zleciał i po godzinie podjechał autobus i zatrąbił na nas. Weszliśmy więc do środka. Tam okazało się, ze wszystkie miejsca siedzące są już zajęte, więc zostaliśmy skierowani na tył autobusu. Tam jakiś gentelman ustąpił Paulinie miejsca, a Andrzej grzał tyłek na klapie od silnika. Po chwili do Andrzeja nieśmiało zagadała jakaś dziewczyna, a pytania podsuwała jej sąsiadka. Pytały się skąd jesteśmy, dokąd jedziemy itp. W sumie też było wesoło. Dziewczyna powiedziała też gdzie mamy wysiąść, żeby znowu nie przegapić przystanku. Po dotarciu na miejsce rozejrzeliśmy się za noclegiem. Wybór jest tutaj dość ograniczony, ale udało nam się znaleźć przyzwoite miejsce. Wieczorem przeszliśmy się na obiad. Znalezienie jakiegoś miejsca zakrawało o cud. Było jakieś święto narodowe i większość knajp była zamknięta, ale w końcu udało nam się coś znaleźć i z pomocą rąk i gestów udało nam się zamówić coś do jedzenia. Po dniu pełnym wrażeń spaliśmy jak dzieci.