Geoblog.pl    akleeberg    Podróże    New Zealand, Australia and SE Asia 2010    Ayuthaya
Zwiń mapę
2010
22
wrz

Ayuthaya

 
Tajlandia
Tajlandia, Ayuthaya
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 59028 km
 
Wczoraj wieczorem, po konsultacjach z June i jej rodziną, postanowiliśmy, że dzisiaj pojedziemy do Ayuthaya, jednej z dawnych stolic tajskiego królestwa, a wieczorem pojedziemy na dworzec autobusowy i nocnym autobusem pojedziemy na północ Tajlandii, do Chiang Mai. W związku z tym pobudkę mieliśmy dzisiaj przed 7 rano. Po śniadaniu, rodzice June podwieźli nas na pobliski przystanek autobusowy, skąd autobusem nr. 77 pojechaliśmy do pomnika zwycięstwa. Przeprawa przez poranne godziny szczytu zajęła nam 2 godziny!!! Przy pomniku jest sporych rozmiarów rondo, dookoła którego są stanowiska, z których w różnych kierunkach odjeżdżają minivany. Na szczęście nie zajęło nam długo odnalezienie właściwego stanowiska. Minivany odjeżdżają jak będzie komplet pasażerów. My byliśmy jednymi z ostatnich więc nie czekaliśmy długo. Do Ayuthaya dojechaliśmy w godzinę. Większość świątyń, które można zwiedzić, znajduje się na wyspie na rzece. Ayuthaya była stolicą Tajlandii od 1350 roku do 1767, kiedy to zostało zniszczone przez armię birmańską. W okresie swojej świetności (około 1700 roku) mieszkało tu około 1 miliona ludzi (Londyn w tym okresie miał o połowę mniej mieszkańców), czyniąc je jednym z największych miast na świecie w tym okresie. W sumie jest tu około 20 świątyń i innych budynków (w różnym stanie) do odwiedzenia. Z racji ograniczonego czasu (musieliśmy być z powrotem w Bangkoku przed 18, co oznaczało powrót do minivana przed 15) odwiedziliśmy tylko co ciekawsze. Za wstęp do większości miejsc trzeba zapłacić 50 baht. Pierwszą świątynią, którą odwiedziliśmy, była Wat Phra Mahathat. Świątynia ta ma wieże zbudowane w Khmerskim stylu (przedsmak tego, co zobaczymy w Angkor Wat w Kambodży). Na terenie świątyni znajduje się również głowa Buddy, która jest wpleciona w korzenie drzewa (jedna z hipotez mówi, że wieki temu, złodzieje porzucili ją tutaj ponieważ była za ciężka, żeby z nią uciekać). Wieże są całkiem dobrze zachowane. Wokół jest sporo drzew, które dają dużo cienia, gdzie można się schronić przed palącym słońcem. Wyspa jest dość spora, więc dobrym pomysłem jest wypożyczenie roweru, aby przemieszczać się między świątyniami. My wpadliśmy na to dopiero w drodze do Bangkoku, więc dystanse między świątyniami przemierzaliśmy pieszo. Następnym miejscem na naszej trasie była świątynia Wat Phra Si Sanphet. Była ona zbudowana w XIV w na terenie pałacu królewskiego. Ma ona trzy charakterystyczne wieże, zbudowane w kształcie dzwonu. One również są w całkiem dobrym stanie. Po obejściu całego terenu świątyni, postanowiliśmy zobaczyć Wat Chsu Wattanaram, położoną poza wyspą. Niestety po drodze trochę zbłądziliśmy (oznakowania są tutaj dość kiepskie) i straciliśmy sporo czasu. Po dotarciu do głównej drogi udało nam się złapać tuk tuka, którym dojechaliśmy do świątyni. Wat Chai Wattanaram został zbudowany w XVI w i poddany renowacji na początku lat 80-tych poprzedniego wieku. Ponieważ czas nas gonił, pobieżnie obeszliśmy świątynię i ruszyliśmy w drogę powrotną. Niestety nie było nigdzie tuk tuka, więc postanowiliśmy dojść z powrotem do głównej drogi i tam znaleźć jakiś transport. Niespodziewanie koło nas zatrzymał się samochód i kierowca zaoferował nam podwiezienie z powrotem do miejsca skąd odjeżdżały minivany do Bangkoku. Do domu June dojechaliśmy przed 19, ponieważ znowu trafiliśmy na godziny szczytu. W domu czekał już na nas obiad. Mama June kupiła specjalnie dla nas kokosa do picia i ugotowała zupę z dyni i kokosa (była bardzo smaczna). Po obiedzie dokończyliśmy pakowanie i rodzice June zaoferowali nam transport na dworzec autobusowy. Ponieważ dzisiaj chińczycy obchodzą Święto Środka Jesieni, jedno z najważniejszych świąt w kalendarzu chińskim, po drodze zatrzymaliśmy się u sąsiadów i w świątyni, żeby zobaczyć jak te obchody wyglądają. U sąsiadów, na podjeździe ustawiony był duży stół, na szczycie którego zrobiony był ołtarz i pokładane było jedzenie (ciastka księżycowe, owoce pomelo, itp) oraz kosmetyki przyniesione z okolicznych domów. Tradycyjnie w tym dniu rolnicy obchodzą zakończenie żniw. Po zapadnięciu zmroku, przy pełni księżyca (aby podzielić się darami z księżycem i duchami) przyniesione jedzenie jest wspólnie konsumowane W świątyni wyglądało to podobnie, z tym że wewnątrz odbywały się też modły. Na dworzec dotarliśmy po 21. Nasz autobus odchodził o 22. Autobus był bardzo wygodny (dostaliśmy nawet poduszki, koce, picie i jakieś przekąski). Bilet kosztował 518 baht od osoby. Przed wejściem do autobusu pożegnaliśmy się z June i jej rodziną i podziękowaliśmy za bardzo miło spędzony wspólnie czas (na szczęście zobaczymy się jeszcze w grudniu). Autobus (o dziwo) odjechał punktualnie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (27)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Haneczka
Haneczka - 2010-10-07 23:34
te banany! No ale już czas najwyższy był przejść na dietę
 
Ma
Ma - 2010-10-10 20:53
Miło zobaczyć Wasze zadowolone buźki!
 
 
zwiedzili 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 273 wpisy273 339 komentarzy339 2533 zdjęcia2533 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże