Na dzisiaj zaplanowaliśmy zwiedzanie Bangkoku. Najpierw jednak chcielismy postarać się o Kambodżańską wizę przez internet, żeby zaoszczędzić sobie problemów na granicy (podobno często się zdarza, że celnicy biorą „dodatkową” opłatę za wystawienie i podbicie wizy). Trochę nam to zajęło, ponieważ musieliśmy podać przejścia graniczne z których będziemy korzystać i dokładne daty pobytu. Za dwie wizy zapłaciliśmy $50. Z domu wyszliśmy około 10. Postanowiliśmy autobusem dojechać nad rzekę i dalej płynąć promem. Jako pierwszą świątynie zwiedziliśmy Wat Arun. Świątynie łatwo jest rozpoznać nad brzegiem rzeki, ponieważ ma ona charakterystyczną wieżę w stylu przypominające te z Angkor Wat. Świątynia została wzniesiona w pierwszej połowie XIX w. Jest ona przyozdobiona kawałkami porcelany, która została porzucona przez chińskie statki handlowe, które używały jej jako balastu. Ze świątyni przepłynęliśmy na wschodni brzeg rzeki i Udaliśmy się w kierunku świątyni Wat Pho. Po drodze zaczepił nas jakiś facet i powiedział, że w sumie to świątynia jest zamknięta teraz bo jest czas modlitw i będzie otwarta od 15, więc teraz możemy pojechać zwiedzić inne świątynie. I że w sumie to mamy szczęście bo akurat dzisiaj przypada jedyny dzień w roku, kiedy to otwarta jest świątynie z dużym stojącym Buddą i że powinniśmy tam pojechać. Facet już chciał nam wołać tuk tuka, ale grzecznie podziękowaliśmy i poszliśmy w stronę świątynie Wat Pho, bo chcieliśmy ją dzisiaj zobaczyć. Jak podeszliśmy bliżej, to zauważyliśmy, że co chwilę wchodzą i wychodzą z niej turyści, więc musi być otwarta. Wniosek z tego taki, że w Bangkoku pełno jest jakiś naganiaczy, którzy próbują naciągnąć turystów i opowiadają różne historie tylko po to, żeby wyciągnąć kasę. Nam nie udało się uniknąć naganiaczy, ale udało się uniknąć naciągnięcia. Wstęp do świątyni Kosztował 50 baht od osoby. Na jej terenie znajduje się największy i najstarszy Wat (świątynia) w Bangkoku, najdłuższy posąg leżącego Buddy i największą kolekcję posągów Buddy w Tajlandii. Najpierw postanowiliśmy zobaczyć posąg leżącego Buddy. Ma on 46 metrów długości i 15 metrów wysokości. Posąg przedstawia Buddę przechodzącego w stan nirvany. Rdzeń posągu zbudowany jest z cegieł. Są one pokryte gipsem. Cały posąg pokryty jest listkami złota. Stopy (3 metry wysokości) natomiast wykończone są masą perłową i przedstawiają 108 podobizn Buddy. Całość zrobiła na nas spore wrażenie, pomimo dużej liczby turystów. Później przeszliśmy się po całym terenie. Wszędzie pełno jest posągów Buddy. Dużo jest też mniejszych, ciekawych świątyń. W kompleksie spędziliśmy chyba ze dwie godziny i zdążyliśmy porządnie zgłodnieć, więc poszliśmy coś zjeść. Później chcieliśmy zwiedzić stary pałąc królewski, ale niestety już go zamykali (była 15.30). postanowiliśmy się więc przejść po okolicy. Nie uszliśmy kilku kroków i znowu obskoczyło nas kilku naganiaczy i kierowców tuk tuków, wmawiających nam jakie to mamy szczęście i jakie świątynie są akurat dzisiaj otwarte, itd. Zaczęło nas to już trochę irytować bo nie dało się ich łatwo spławić. Ale po jakimś czasie udało nam się ich pozbyć i skręcić w uliczkę gdzie ich nie było. Zrobiło się już po 16 a chcieliśmy jeszcze kilka miejsc zobaczyć, więc jednak bez tuk tuka się nie obeszło. Zagadalismy więc do jakiegoś kierowcy, który zgodził się nas zabrać w kilka miejsc za 20 baht. Cena wydała nam się bardzo niska i nie bez powodu, bo był haczyk. Po drodze wjechaliśmy do informacji turystycznej. W sumie tego nie planowaliśmy, ale i dobrze się stało, bo przynajmniej dowiedzieliśmy się jak wygląda sprawa z transportem na północ Tajlandii i do Kambodży. Pani, która nas obsługiwała była jednak dość podirytowana i spytała nas czy będziemy coś rezerwować, bo w sumie to nie jest punkt informacyjny tylko tutaj się rezerwuje bilety. Podziękowaliśmy więc pani i wyszliśmy. Całość nie zajęła nam 5 minut. Nasz kierowca widząc nas, pokiwał głową. Odjechaliśmy kawałek, poczym się zatrzymaliśmy i facet powiedział nam, że powinniśmy być tam dłużej (przynajmniej 10 – 15 minut), bo nie dostał kuponu na benzynę. Chcieliśmy mu więc zapłacić więcej, ale on się nie zgodził. Powiedział, że za nim pojedziemy gdzie indziej musimy pojechać do sklepu gdzie szyją rzeczy na miarę i musimy tam spędzić trochę czasu, żeby on mógł dostać kupon. Zgodziliśmy się, bo chcieliśmy pojechać dalej. W sklepie spędziliśmy jakieś pół godziny. Na koniec zrobiło nam się trochę żal sprzedawcy, bo naprawdę się starał, a my z góry wiedzieliśmy, że nic nie kupimy. Tym razem nasz kierowca był zadowolony więc pojechaliśmy dalej. W sumie udało nam się zwiedzić jeszcze dwie świątynie. Wieczorem chcieliśmy, się umówić z June w centrum na obiad, ale zrobiło się dość późno, więc postanowiliśmy wrócić do domu. Tam spędziliśmy kolejny miły wieczór w rodzinnym gronie.