Jeszcze wczoraj na dworcu autobusowym w Goergetown kupiliśmy bilet na dzisiaj do Krabi w Tajlandii (60 ringit od osoby). O 8 przyjechał po nas busik, którym pojechaliśmy do miejscowości Hat Yai, gdzie przesiedliśmy się do następnego busa, którym dojechaliśmy do Krabi. Na granicy malezyjsko tajlandzkiej obyło się bez niespodzianek (wizę załatwiliśmy już wcześniej w Kuala Lumpur), ale musieliśmy odstać godzinę w kolejce. To przejście graniczne jest bardzo mocno oblegane, bo przejeżdża tędy multum autobusów i busów (takich jak nasz), więc jest straszny przemiał. Kierowca z którym jechaliśmy od Hat Yai, chyba robił prawo jazdy na Filipinach, bo jego styl jazdy specjalnie nie odbiegał od tamtejszego, ale przynajmnie byliśmy w Krabi przed zachodem słońca. Na miejscu dotarło do nas, że tutaj nie będzie tak łatwo zapamiętać nazw i zrozumieć napisów, bo wszystko jest po Tajsku i rzadko kiedy są one po angielsku. Ale mamy nadzieję, że ludzie chętniej będą mówić po angielsku niż w Japonii. W miarę szybko udało nam się znaleźć nocleg przyzwoity nocleg (200 baht za noc – 1 złoty = 10 baht). Wieczorem poszliśmy na market na obiad. I już tutaj zaczęliśmy dostrzegać różnice między Malezją i Tajlandią. Tutaj jest znacznie więcej świeżych owoców i warzyw. Na markecie było kilka stoisk, które sprzedawało świeże soki owocowe i warzywne zmieszane z lodem (shake’i) za 15 baht!!! Jedzenie jest podobne, ale smakuje inaczej. Tutaj używają innych przypraw i ziół. Paulina zamówiła ryż smażony z warzywami, a Andrzej jakieś curry z kurczakiem. Niebo w gębie!!! Za obiad zapłaciliśmy 60 baht. Przed powrotem do pokoju przeszliśmy się jeszcze po markecie popatrzeć co gotują na innych stoiskach. Po powrocie do guesthousu kupiliśmy też bilet na jutrzejszy prom na wyspę Ko Phi Phi (300 baht od osoby). Spać poszliśmy w miarę wcześni, żeby odespać poprzednią, nieprzespaną noc i dzisiejszą podróż.