Następne dziesięć dni spędziliśmy u Brendy. Trochę spacerowaliśmy po ogromnym terenie, na którym znajduje się kurort, oddawaliśmy się też masażom w hotelowym Spa i pływaliśmy w basenie przy apartamentach. Na obiady chodziliśmy we czwórkę do hotelowych restauracji (w sumie są cztery). Z hotelu do apartamentów było jakieś 15 minut spaceru, w sam raz na poobiedni spacer. Podczas jednego z obiadów poznaliśmy Vincenta, młodego i bardzo sympatycznego chłopaka, który pracuje w hotelu w dziale sprzedaży. Jednego dnia Vincent zaprosił nas na obiad do restauracji poza hotelem, którą prowadzi jego znajomy. Tam zjedliśmy między innymi przepyszne błotniste kraby (duże i mięsiste) w przepysznym sosie. Mlaskaliśmy przy tym wszystkim strasznie głośno, zapijając wszystko zimnym piwkiem.
W dzień wolny Brendy pojechaliśmy do pobliskiej miejscowości (niecała godzina samochodem). Tam Brenda poszła na chiński masaż i na bańki, a my poszliśmy na masaż stóp. Andrzej o dziwo wytrzymał całą sesję bez zająknięcia (ma straszne łaskotki na stopach), no może poza kilku zająknięciach z bólu, ale nie ze śmiechu. Po godzinnej sesji nasze stopy czuły się bardzo lekko i przyjemnie. Brenda po bańkach wyglądała jak biedronka. Przed powrotem do domu kupiliśmy obiad na wynos. Obiad zjedliśmy wspólnie z Minjon. Po obiedzie Minjon powiedziała nam, że chce zmienić materiały promocyjne w Spa (ulotki, banery, stronę internetową) i spytała się czy byśmy nie zrobili dla niej zdjęć. Ponieważ nie specjalnie mieliśmy coś ciekawszego do roboty, zgodziliśmy się bez namysłu. Następnego dnia stawiliśmy się rano w Spa gotowi do pracy. Paulina wytrwale pozowała do zdjęć różnych zabiegów upiększających i relaksujących (mało męcząca, ale za to bardzo przyjemna praca). Musieliśmy zrobić zdjęcia podczas relaksującej kąpieli w wannie, kąpieli dla stóp, jacuzzi, maseczki na twarz, masażu stóp, kuracja wzmacniająca dla włosów, kuracji oczyszczającej skórę pleców i różnych masaży. W sumie spędziliśmy tam 6 godzin, ale i tak nie zrobiliśmy wszystkich zdjęć więc musieliśmy wrócić następnego dnia dokończyć zdjęcia i poprawić niektóre poprzednie (drugiego dnia siedzieliśmy tam 8 godzin). Podczas tych sesji zaczęliśmy rozumieć jak, wbrew pozorom, taka praca jest wymagająca i dlaczego pracuje przy nich taki sztab ludzi, no i dlaczego tyle zarabiają. W zamian za zdjęcia Minjon zaoferowała nam dwugodzinne, darmowe zabiegi w Spa i obiad w hotelowej chińskiej restauracji. Tam spróbowaliśmy między innymi zupę Tom Yam, przepyszną ostro-kwaśną zupę z owocami morza. Z powodu sesji (no i dlatego, że było nam dobrze z Brendą) przełożyliśmy datę naszego wyjazdu. Ale nie dało się tego odwlekać w nieskończoność. Ciężko nam się było pożegnać, bo nie wiemy kiedy i czy w ogóle jeszcze się spotkamy. Czas pokaże.