Na szczęście Paulina obudziła się w znacznie lepszym stanie. Już jej tak bardzo ból nie doskwierał. Ponieważ, dzisiaj wyjeżdżamy już do Malezji, Lena zaproponowała, ze podwiezie nas do Johor Bahor (miejscowości zaraz po drugiej stronie granicy). Tam Lena znowu zabrała nas do bardzo dobrego miejsca gdzie zjedliśmy lunch (bez niej pewnie nie spróbowalibyśmy połowy lokalnych specjałów). Później niestety przyszedł czas rozstania. Ale jest nadzieja, ze się zobaczymy w Polsce bo Lena planuje wizytę w Europie w przyszłym roku. Z racji tego, że w Johor Bahot nie ma specjalnie nic ciekawego do zwiedzania, pojechaliśmy autobusem do Melaki. Tam mieliśmy zarezerwowany nocleg u Caleba, ale od jutra. Wysłaliśmy jemu więc smsa przepraszając za kłopot i zapytaliśmy się czy możemy pojawić się dzień wcześniej. Caleb odpisał, ze nie ma problemu. Umówiliśmy się więc na 18 na dworcu autobusowym. O 18 dostaliśmy od niego smsa: Przepraszam, ale nie przyjadę. Z lekko zdziwionymi minami spojrzeliśmy na siebie. Nie specjalnie wiedzieliśmy co się dzieje. Zaczęliśmy więc myśleć jak dojechać do centrum. W tym momencie za Andrzejem odezwał się głos mówiący, że to był żart. Tą wiadomość przyjęliśmy z ulgą. Okazało się, że Caleb stał za szybą za nami i nas obserwował. Widząc nasze zdezorientowane miny postanowił się ujawnić. Dawno nikt nas tak nie nabrał. W już luźniejszej atmosferze przywitaliśmy się i pojechaliśmy na obiad. Caleb wziął nas do knajpy która serwowała owoce morza. Tam w lodzie leżały świeże ryby, a w akwariach były świeże różnego rodzaju muszle (towar jest dowożony tutaj łódkami prosto z połowu około 16, a jedzenie zaczynają serwować około 18, więc o jeszcze świeższe jedzenie nie jest łatwo). Caleb zamówił jakieś muszle, smażone kałamarnice i płaszczkę. Muszle były bardzo smaczne, kałamarnice jeszcze lepsze (były bardzo kruche), ale płaszczka okazała się rewelacyjna. Była grillowana w liściach bananowca. Mięso zupełnie nie przypominało rybiego i po prostu rozpływało się w ustach. Do tego zjedliśmy ryż i popijaliśmy świeżo wyciśnięty sok z trzciny cukrowej. Po takiej uczcie pojechaliśmy do domu. Tam poznaliśmy współlokatorów Caleba. Ponieważ są muzułmanami, a właśnie rozpoczął się Ramadan (więc przez cały miesiąc nie mogę nic jeść, ani pić w ciągu dnia) postanowiliśmy im nie truć na jak dobrym obiedzie byliśmy. Ponieważ humory dopisywały a i Paulina czuła się dobrze, postanowiliśmy pójść we trójkę do kina. Spać poszliśmy około 3 rano.