Rano wstaliśmy około 8 i zjedliśmy z Johnem śniadanie. Później zrobiliśmy pranie. Około południa zdecydowaliśmy się pojechać do centrum KK (tak tutaj nazywają Kota Kinabalu). Zaraz koło miejsca gdzie mieszka John jest kilka hoteli i centrum handlowe skąd odjeżdżają darmowe autobusy do centrum. W centrum musieliśmy kupić przejściówkę do wtyczki (tutaj jest taka sama jak w UK), baterię do aparatu (jedna z dwóch które mieliśmy przestała działać), kupić miejscową kartę SIM i poszukać jakiejś knajpy na lunch z dostępem do internetu. Zaczęliśmy też planować gdzie pojechać z KK (lepiej późno niż wcale). W sumie udało nam się wszystko załatwić. W drodze powrotnej do autobusu zahaczyliśmy też o targ z owocami i ze straganami z których sprzedawali świeże przyrządzone jedzenie. Na jednym ze straganów widzieliśmy krewetki które były dłuższe niż dłoń Pauliny. O 17 wróciliśmy z powrotem do domu gdzie czekaliśmy na Johna, aż wróci z pracy. Wieczorem znowu pojechaliśmy do centrum spotkać się z jego znajomymi i zjeść obiad. Za pięć półmisków z różnymi potrawami, porcji ryżu dla każdego (było nas 5 osób) i napitkami zapłaciliśmy 12 złotych od osoby (naprawdę tanio). Po bardzo smacznym obiedzie poszliśmy jeszcze do sklepu kupić składniki do obiadu, który będziemy jutro gotować (zupa pieczarkowa, klopsy, ziemniaki i surówka z białej kapusty). Po zakupach, razem wróciliśmy do domu Johna i w piątkę obejrzeliśmy film „Piła IV” (było dość krwawo). Po filmie, około 1 poszliśmy spać.