Rano po śniadaniu spakowaliśmy się, oddaliśmy klucz od domku i poszliśmy na autobus. Do Puerto jest jakieś 7 godzin jazdy autobusem. Miejsce mieliśmy siedzące na normalnej ławce, ale było dość ciasno i Andrzej musiał mieć podkurczone nogi przez cały czas. Po drodze zatrzymaliśmy sie w Taytay i Roxas. Do Puerto dojechaliśmy około 16. Z terminala musieliśmy jeszcze dojechać do centrum Puerto. Jak tylko wyszliśmy z autobusu, obskoczyli nas kierowcy tricykli, oferując podwiezienie, podając przy tym ceną 150 peso. My upieraliśmy się przy 60 peso (tyle zapłaciliśmy ostatnio jadąc z Puerto do dworca autobusowego). Kilku kierowców odmówiło, ale jakoś się tym nie przejęliśmy. W końcu znalazł się jakiś co nas zawiózł za 60. Ostatnią noc na Palawanie spędzimy w Dallas Inn (podobno miłe miejsce). Tam przywitała nas bardzo sympatyczna dziewczyna, z którą Paulina poszła wybadać pokoje. Jak tylko zakomunikowaliśmy, że zostajemy, od razu dostaliśmy powitalną mrożoną herbatę, która bardzo dobrze nam zrobiła. Usiedliśmy sobie przy stole i popijając herbatę porozmawialiśmy trochę z dziewczyną (tą która nas przywitała). Była to córka właścicielki, więc opowiedziała nam skąd pochodzą (z najbardziej na północ wysuniętej wyspy Filipin) i jak to się stało, że teraz mieszkają w Puerto. Po prawie godzinnej, bardzo miłej rozmowie poszliśmy do pokoju. Później poszliśmy jeszcze się przejść po Puerto. Andrzej poszedł też do fryzjera bo trochę zarósł. Tam pan mu powiedział, że wygląda jak Tom Cruise :). W drodze powrotnej do pokoju spytaliśmy się czy możemy zjeść jakiś obiad czy musimy iść do jakiejś knajpy. Aurea (właścicielka) powiedziała, że jak najbardziej może dla nas coś ugotować. Obiad zamówiliśmy więc na 20. Dostaliśmy tajlandzkie curry. Było bardzo smaczne i świeże. Po obiedzie pogadaliśmy jeszcze chwilę z Aureą i poszliśmy do pokoju. Jutro popołudniu lecimy do Manili. Dogadaliśmy się z właścicielką, że pokój opuścimy popołudniu.