Rano pobudka, śniadanie i w drogę. Lera była tak miła, że podwiozła nas na samo lotnisko. W Puerto byliśmy przed południem. Wzięliśmy tricykla, który podrzucił nas do guesthousu. Po południu poszliśmy zrobić zakupy na obiad, bo tutaj mamy do dyspozycji kuchnię, więc zjemy w końcu makaron, który targamy ze sobą jeszcze z Japonii;) Po drodze poszliśmy jeszcze do bankomatu, żeby wypłacić pieniądze (Puerto to jedyne miejsce na Palawanie gdzie można wypłacić/wymienić pieniądze i które ma stałe zaopatrzenie w prąd, choć czasem zdarza się że i tutaj wyłączają, na reszcie wyspy prąd jest zazwyczaj od 18 do – i tutaj zależy od miejsca – między północą a 5 rano). Wieczorem ugotowaliśmy obiad i poczytaliśmy przewodnik o Palawanie, żeby zorientować się co jeszcze możemy pozwiedzać.