Rano poszliśmy jeszcze do sklepu kupić coś do jedzenia i picia na prom. W porcie byliśmy na 2 godziny przed wypłynięciem promu i przy kasie po bilety już była spora kolejka więc musieliśmy swoje odstać. Na pokład weszliśmy przed 12. Mieliśmy miejsca siedzące na górnym pokładzie tuż przy barierce. I w sumie dobrze bo podczas przeprawy na środku pokładu powietrze prawie w ogóle się nie ruszało więc był lekki zaduch. Do Cebu dopłynęliśmy po 16. Dzisiaj spać będziemy u Lery i jej rodziny, ale musimy się z nią jeszcze skontaktować (próbowaliśmy wcześniej, ale chyba spisaliśmy zły numer telefonu). Z portu poszliśmy pieszo poszukać jakiejś kafejki internetowej. Trochę pobłądziliśmy, ale w końcu udało nam się coś znaleźć. O 19 przyjechała po nas Lera i pojechaliśmy z nią na obiad. Andrzej czuł się już na tyle dobrze, że postanowił zjeść coś normalnego. Zamówił więc muszle św. Jakuba z czosnkiem i z serem, Paulina wzięła krewetki z czosnkiem w jajku, Lera wzięła grillowaną rybę i jakieś warzywa. Zamówiliśmy też kociołek zupy rybnej do podziału. Wszystko było wspaniałe!!! Najedliśmy się pod sam korek i potoczyliśmy się z powrotem do samochodu. Jak dojechaliśmy już do domu Lery było dość późno, więc poszliśmy od razu spać bo jutro pobudka o 5, bo mamy samolot rano na Palawan i niestety nie było czasu żeby jeszcze pogadać z Lerą. A szkoda bo jest bardzo sympatyczna i miła.