Andrzej obudził sie z gorączką, 38,4, czuł się fatalnie raz zimno to znowu gorąco (typowe objawy malarii)....Wziął polopirynę S i mu spadło do 37,6, minęło parę godzin i znowu 39,2. W międzyczasie pożegnaliśmy Angelikę, która niestety musiała już wracać do Port Vila bo jutro leci do Australii :( (bardzo miło nam sie razem podróżowało po Vanuatu). Przez resztę dnia szukałam wraz z miejscowymi pielęgniarki, ale ona popłynęła łowić rybki....Miejscowi się strasznie z tego powodu oburzyli no i babsko się wystraszyło i powiedziało, że będzie z powrotem w nocy i mamy dać Andrzejowi Panadol. Widać, że z pani marna pomoc będzie, ale potrzebujemy ją by zrobiła Andrzejowi test czy aby na pewno to malaria czy może coś innego. Po tym całym zamieszaniu przyszedł do mnie John z garścią ziół i powiedział, że są bardzo silne i że na pewno obniżą Andrzejowi temperaturę. Więc spróbujemy i będziemy się modlić by pomogło. Andrzej z wielkim obrzydzeniem ale za to dzielnie wypił dwie szklanki tych pysznych ziółek i poszedł spać z temperaturą nieco ponad 38. Zobaczymy jak to będzie później. Przez cały dzień Ruth i jej rodzina bardzo się martwiła i wspierała mnie jak tylko mogła. Byłam im za to bardzo wdzięczna.