Geoblog.pl    akleeberg    Podróże    New Zealand, Australia and SE Asia 2010    Blue Hole
Zwiń mapę
2010
18
kwi

Blue Hole

 
Vanuatu
Vanuatu, White Grass Plains
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 38893 km
 
Rano, po śniadaniu obfitym w świerze owoce, postanowiliśmy pójść na spacer i po drodze popływać w Blue Hole (podczas odpływu przy brzegu powstają oczka wodne, niektóre bardzo duże i głębokie na kilka metrów z przepięknymi koralowcami i mnóstwem kolorowych rybek i innych stworzeń). We trójkę wyszliśmy z terenu ośrodka na główną drogę i skręciliśmy na północ. Prze drodze co jakiś czas widać było tradycyjne zabudowania z palm i bambusów. Co jakiś czas przechodziliśmy też koło stacji benzynowej (taka sama chatka w której jest dystrybutor). Wszyscy na nasz widok uśmiechali się i kiwali na przywitanie. Czuliśmy się bardzo swojsko. Dochodząc do Blue Hole przeszliśmy też przez wioskę w której odbywało się jakieś spotkanie, chyba o tematyce kulinarnej bo na stole stały jakieś garnki ;). Przy stole stał jakiś facet i coś opowiadał a dookoła siedziały głównie kobiety. Zeszliśmy z głównej drogi na boczną ścieżkę (po drodze pełno było takich odbić, pewnie do wiosek lub do ogrodów w których rosną palmy kokosowe i innych owoców, maniok yum i inne korzenie). Ścieżką doszliśmy do skalnego brzegu (w sumie nie widzieliśmy z tej strony wyspy jeszcze żadnej piaszczystej plaży, są same bardzo ostre skały, wchodzące w ocean na kilkanaście metrów – w czasie odpływu wygląda to trochę jak krajobraz księżycowy). Zostawiliśmy nasze rzeczy na skale i poszliśmy popływać. W Port Vila kupiliśmy sobie maski i fajki (1000vatu = 30pln za komplet). Pauliny maska była ok, ale Andrzeja była troszkę za mała więc przeciekała, ale dało się pływać. Pod wodą tęcza kolorów od której może zakręcić się w głowie. Popływaliśmy trochę w dziurze z wodą. Później zauważyliśmy że dalej od brzegu na krawędzi skał jest duża niebieska dzura z wodą (pewnie to jest Blue Hole). Podeszliśmy tam. Na obrzeżach wody było pod kolana, ale fale były bardzo silne więc nie zdecydowaliśmy się pływać (jakby fala nas zniosła w kierunku brzegu poharatalibyśmy się o wystające, ostre skały). Trzymając się skał zajrzeliśmy tylko przez maski w dziurę. Było tam jeszcze ładniej. Mnóstwo kolorowych rybek, rozgwiazd, koralowców i innych żyjątek. Szkoda że nie dało się popływać. Ponieważ zbliżał się przypływ wróciliśmy do brzegu. Tam zjedliśmy sobie mały lunch i poszliśmy dalej szukać Black Sand beach (plaży z czarnym piaskiem). Natknęliśmy się na małą zatoczkę z czarnym piaskiem, mnóstwem połamanych koralowców i bardzo ładnych muszelek. Trochę się tutaj zasiedzieliśmy więc nie mieliśmy już czasu żeby iść dalej do czarnej plaży. Pozbieraliśmy trochę muszelek i postanowiliśmy wracać. Po drodze przeszliśmy znowu przez wioskę (spotkanie się już skończyło). Postanowiliśmy się spytać czy możemy zjeść z nimi obiad. Jak wchodziliśmy na teren wioski to podszedł do nas facet i powiedział że bardzo chętnie nas przyjmą, ale nie dzisiaj. Musielibyśmy ich wcześniej uprzedzić i wtedy by coś dal nas przygotowali. Zaproponował nam żebyśmy przyszli jutro. Niestety jutro będziemy się już stąd zwijać i jechać na drugą stronę wyspy. Po drodze do ośrodka tak zgłodnieliśmy ze postanowiliśmy kupić dzisiaj obiad (samymi owocami byśmy się nie najedli a nie mieliśmy nic innego do jedzenia). Ja wziąłem sobie jakąś rybą a Paulina zupę dyniową (niestety menu jest bardziej nastawione na turystów więc nie ma tradycyjnych potraw, wszystko przypomina to co można zjeść w europie, ale przyrządzone z lokalnych produktów). My wzięliśmy tylko główne danie bo ceny jak na Vanuatu były dość wysokie (ale się najedliśmy). W sumie za trzy daniowy obiad trzeba zapłacić 2500 d0 3000 vatu (czyli około 100pln). W sumie nie tragicznie, ale jak na Vanuatu to dość drogo. W czasie jak jedliśmy Andżelik zauważyła że do tego samego ośrodka przyjechała Hanna, amerykanka którą poznała w Port Vila. Po obiedzie poszliśmy do naszego domku, zrobiliśmy herbatę i usiedliśmy na werandzie na pogaduchach (jeszcze w trakcie obiadu wysiadł generator prądu więc obiad kończyliśmy przy świecach ;). W tym czasie przyjechał majster i naprawił generator wiec mieliśmy znowu prąd więc podładowaliśmy sobie wszystko bo niewiada jakie warunki będą po drugiej stronie wyspy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
kk
kk - 2010-05-04 12:26
Rany co za dzicz ze tam latają samoloty to cud!!Dzisiaj rozmawiałam z rodzicami mam Was uściskać od nich. Wracają w czwartek w nocy zadowoleni z podróży pełni wrażeń. Mama Jadzia jest na razie bez dostępu do waszego bloga bo Edyta wyjechała i wraca po 10 maja. Też Was ściska. Babunia mi trochę szwankuje w niedzielę upadła w łazience - nogi nie wytrzymały. Dzisiaj gorączkuje ale na szczęście nie ma siniaków i nic nie boli całujemy mocno
 
kk
kk - 2010-05-05 22:57
Babunia słaba jak mucha, ale wszystko o Was chce wiedzieć więc jej relacjonuję. Ma infekcję dróg z przeproszeniem moczowych - ciągle gorączkuje, ale Szczepan trzyma rękę na pulsie i mamy nadzieję, że za parę dni wszystko wróci do normy po odpowiedniej kuracji. Sciskamy w pasie

 
akleeberg
akleeberg - 2010-05-06 03:13
Przesyłamy uściski dla was i mamy nadzieję że kuracja zadziała. Duża buźka
 
 
zwiedzili 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 273 wpisy273 339 komentarzy339 2533 zdjęcia2533 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże