Dzisiaj też wczesna pobudka, śniadanie i płyniemy na brzeg zrobić zakupy przed wypłynięciem na lagunę. Kupiliśmy kokosy, rybę, krewetki, sałatę i jakieś jarzyny. Spotkaliśmy też ludzi którzy będą razem z nami płynąć. Po zakupach uzupełniliśmy jeszcze zapas wody i w morze. Niestety nie było specjalnie silnego wiatru więc płynęliśmy na silniku. Podpłynęliśmy do pierwszej laguny, rzuciliśmy kotwice i poszliśmy popływać. Kolory rafy są niesamowite, można dostać oczopląsu. Pełno różnej wielkości kolorowych rybek, rozgwiazd (niebieskie, czerwone) i koralowców. Paulowi udało się też złapać żółwia i wyciągnąć go na łódkę żeby nam pokazać. Widzieliśmy też morskie ogórki. Przypominają one obślizgłe, twarde gluty ;) Niektóre jak się ściśnie wydalają bardzo lepką substancję która w wodzie wygląda jak nitki i łatwo się przykleja do skóry, ale ciężko ją ściągnąć potem (podobno to system obronny ogórków). Jak już wszyscy wrócili na pokład wciągnęliśmy kotwicę i rozwinęliśmy żagle (tutaj wiało troszkę mocniej, ale w sumie bez rewelacji – nie najlepszy dzień na żeglowanie) i pomału popłynęliśmy dalej na następną lagunę. Ponieważ zrobiło sie wczesne popołudnie zrobiliśmy lunch (ktoś przyniósł kisz, zrobiliśmy też sałatkę z surowej ryby skropionej sokiem z cytryny, z cebulką, pomidorem i świeżo wyciśniętym mleczkiem kokosowym – bardzo dobra). Pierwszy raz z Pauliną próbowaliśmy świeżego kokosa (razem z mleczkiem). Bardzo nam smakował. Po lunchu krótka sjesta i znowu do wody. Tym razem znowu widzieliśmy żółwia i rekina!!! Miał jakieś 1,5 metra długości i spokojnie płynął przy dnie. My go podziwialiśmy z powierzchni wody. Jak go zauważyliśmy, Paulina dostała bardzo duże oczy i zakomunikowała że od razu płyniemy do łódki. Ale jak już się trochę uspokoiła to płynęła razem z nami za rekinem. Paulinie nie za dobrze się pływało bo miała za duże płetwy więc popłynęła na łódkę, a ja jeszcze trochę popływałem. Jak wszyscy weszli na pokład, wciągnęliśmy kotwicą i ruszyliśmy w drogę powrotną. Widzieliśmy zachód słońca nad morzem, był bardzo ładny. Do portu wpłynęliśmy już jak się ściemniało. Zacumowaliśmy łódkę i ugotowaliśmy krewetki i zjedliśmy je popijając zimne piwo. Później Paul przyniósł też do spróbowania kajten (hodował do w wiadrze w wodzie). Były one przyssane do ścianek, Na zewnątrz miały twardą skorupę, a jak się odwróciło były miękkie. Paul nożem wyciągnął je ze skorupy i dał nam do spróbowania. Były one dość twarde, więc trzeba było mocno gryźć, w smaku były lekko słodkawe (w sumie trudne do opisania). W czasie degustacji podpłynął jakiś znajomy Paula i dał mu muszlę małża. Była ona dość duża, 25cm szeroka i 30 cm długa. Miała bardzo ładne kolory wewnątrz i na zewnątrz. Pomału wszyscy zaczęli się zwijać na brzeg. Pożegnaliśmy sie ze wszystkimi i szykowaliśmy się do spania. Spędziliśmy bardzo miły i pełen wrażeń dzień na morzu, który na długo zostanie nam w pamięci.