Rano obudziliśmy sie jakoś po 6. Za oknem wszystko było spowite we mgle i wyglądało na to, że nie jest za ciepło. Do Lao Cai dojechaliśmy o 7. Jak tylko wyszliśmy z pociągu zaczęliśmy się rozglądać za jakimś autobusem do Bac Ha, która leży jakieś 60 km dalej na północ. Od różnych naganiaczy słyszeliśmy ceny od 100 do 300 tyś dong od osoby, przy okazji dystans zmienił się do 120km (jak pokazaliśmy panu na mapie w przewodniku, że jednak jest 60 km to powiedział, że przewodnik musi być stary :P) Postanowiliśmy więc odczekać trochę aż tłumek naganiaczy się przerzedzi i poszliśmy do małej knajpy zjeść śniadanie. Tam był też dostęp do internetu i udało nam się wyczytać, że kawałek dalej jest jeszcze jeden dworzec autobusowy. Andrzej postanowił więc, że się tam przejdzie, żeby sprawdzić jaka będzie cena. Na miejscu był kierowca jednego z minibusów i powiedział, że cena jest 50 tyś dong od osoby (i taka cena powinna być). Andrzej wrócił więc po Paulinę i po 10 minutach wróciliśmy z bagażami. Co prawda nie było kierowcy w pobliżu, ale byli chłopacy z obsługi. Dla pewności spytaliśmy jeszcze raz o cenę. Tym razem usłyszeliśmy najpierw 100 tyś, jak powiedzieliśmy, że przed chwilą kierowca powiedział nam 50 tyś to zeszli na 75 tyś. Normalnie ręce opadają. Chcieliśmy odejść od autobusu i poszukać kierowcy, ale jeden z chłopaków powiedział, że 50 tyś będzie ok i tyle na końcu zapłaciliśmy. Pytaliśmy miejscowych ludzi jaka powinna być cena, ale odpowiadali, że nie wiedzą. Pod tym wzglądem Wietnam jest najgorszy z krajów, które do tej pory odwiedziliśmy. Do Bac Ha dojechaliśmy przed 12 i zaczęliśmy rozglądać się za hotelem. Znaleźliśmy całkiem tani za 80 tyś dong. W pokoju było znacznie chłodniej niż na dworze, ale były kołdry więc stwierdziliśmy, że noc jakoś przepękamy. Poszliśmy więc na spacer. Po drodze trafiliśmy do lokalnej restauracji, która również organizowała piesze wycieczki po okolicy. Bardzo chcieliśmy zobaczyć miejscowe mniejszości etniczne więc spytaliśmy co mają w ofercie. Po dłuższej rozmowie zdecydowaliśmy się zarezerwować jedną z dwudniowych wycieczek, z noclegiem w jednej z wiosek, które będziemy mijać po drodze. Właściciel dał nam cenę $95 od osoby. Wydawała nam się ona trochę wygórowana więc zaczęliśmy się targować. W końcu stanęło na $65 (może dlatego, że będziemy szli z jeszcze jedną parą, która zarezerwowała tą samą wycieczkę przez internet i zapłaciła za nią $125 od osoby – dowodzi to tylko, że w Wietnamie lepiej jest rezerwować wycieczki na miejscu). Pomału słońce zaczęło chylić się ku zachodowi i zaczęło robić się chłodniej. Wróciliśmy do pokoju i stwierdziliśmy, że jest nam zimno. W akcie desperacji poszliśmy szukać jakiegoś cieplejszego miejsca. Udało nam się znaleźć pokój za 125 tyś dong za noc. Wróciliśmy więc po bagaże i poszliśmy się wymeldować i odebrać paszporty. Pani nie była zbyt szczęśliwa i po rozmowie na migi musieliśmy zapłacić za pierwszą noc (w sumie lepsze to niż płacić później za lekarstwa). Zameldowaliśmy się więc w nowym hotelu i poszliśmy na obiad. Po powrocie do pokoju stwierdziliśmy, że jest tutaj znacznie przyjemniej i cieplej więc nie żałowaliśmy naszej decyzji.