Dzisiaj z Hayajem spotkaliśmy się o 8 i pojechaliśmy na północ od Battambang. Pierwszym miejscem docelowym była studnia cieni (The Well of Shadows). Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w kilku miejscach (jak stara rozlewnia Pepsi, itp), ale nie były one specjalnie ciekawe. Studnia cieni stoi na terenie świątyni buddyjskiej, która w czasie reżimu została zamieniona na więzienie, w którym w bestialski sposób mordowano ludzi, a ich ciała wrzucano do pobliskich stawów. Po latach szczątki zamordowanych zostały wyłowione ze stawów. Jeden z nich został zasypany i na jego miejscu zbudowano monument poświęcony pamięci zamordowanych tutaj ludzi. Podstawa składa się z dwóch części. Na niższej przedstawione są scenki z życia w czasie reżimu, a na wyższej tortury jakie stosowano. W głównej części, za szkłem, znajdują się szczątki ludzkie. Całość została ufundowana przez Khmerów żyjących za granicą. Opisy Hayaja dopełniły obraz tragedii i bestialstwa oprawców. Stąd pojechaliśmy dalej do Phnom Sampeau, kompleksu świątynnego położonej na skalistym wzgórzu. Po drodze zatrzymaliśmy się w wiosce w której wyrabiany jest papier ryżowy używany do produkcji springrolls (sajgonek). Niestety produkcja na dzisiaj została już zakończona, ale mogliśmy zobaczyć „linię produkcyjną” i efekt końcowy. Po dojechaniu pod wzgórze porzuciliśmy nasz wehikuł i pieszo wdrapaliśmy się na szczyt wzgórza. Na szczycie znajduje się kilka działających świątyń. Po drodze minęliśmy dwie haubice (jedna rosyjska, druga niemiecka) z czasów wojny domowej. Z góry rozciągał się piękny widok na okolicę. Po horyzont było płasko i wszędzie pola ryżowe. Hayaj powiedział nam, że mimo tak sporej ilości pól ryżowych w niektórych regionach kraju są okresy głodu ponieważ nie ma systemów nawadniających i ryż może być hodowany tylko raz w roku podczas pory deszczowej, dlatego ludzie z niektórych regionów czasowo przenoszą się w inne miejsca. Schodząc na dół weszliśmy jeszcze do groty, która była wykorzystywana w czasie reżimu jako miejsce egzekucji. W jednej części groty jest wysoki i szeroki komin. Po uprzednim ciosie w głowę ofiary zostawały zrzucane w dół na skały. Coś przerażającego. Obecnie szczątki zebrane są do przeszklonej gabloty, która stoi w grocie, niedaleko ołtarza z Buddą. Po tej wizycie trochę humory nam się zwarzyły. Po powrocie na dół zjedliśmy we trójkę lunch i dalej rozmawialiśmy z Hayajem. Podczas tej rozmowy dowiedzieliśmy się, że jego rodzice wraz z rodzeństwem przeprowadzili się z południa kraju w rejon Gór Kardamonowych, w poszukiwaniu lepszych terenów do uprawy (na południu nie wystarczało im jedzenia na cały rok). Okazało się, że my planujemy pojechać w okolicą gdzie oni teraz mieszkają. Hayaj powiedział jednak żebyśmy przemyśleli sprawę, bo właśnie wczoraj jego matka utknęła po drodze w błocie wraz z innymi ludźmi wracającymi z miasta. Drogi tam nie są utwardzone, więc w porze deszczowej zamieniają się w jedno wielkie błoto. Postanowiliśmy więc, że zostaniemy w Battambang jeszcze jedną noc i ominiemy Góry Kardamonowe, a szkoda bo podobno są bardzo ładne i bardzo dzikie. Może następnym razem, ale w porze suchej. Po lunchu wsiedliśmy do tuk tuka i wróciliśmy do hotelu. Bardzo podziękowaliśmy Hayajowi za wspólnie spędzony czas i za historie i opinie, którymi się z nami podzielił. Wieczorem tradycyjnie była zlewa, po której poszliśmy na obiad.