Rano pogoda była bardzo ładna więc postanowiliśmy sobie zrobić plażowy dzień. Po śniadaniu spakowaliśmy plecak, wzięliśmy karimaty i poszliśmy na plażę. W miarę upływu czasu, plaża się zwężała i była stopniowo zabierana przez morze, musieliśmy więc kilka razy się przemieszczać. Koło południa zrobiło się dość gorąco, więc kilka razy schładzaliśmy się w morzu (o dziwo woda nie była gorąca jak zupa i było całkiem przyjemnie). Popołudniu zrobiło się jeszcze bardziej gorąco więc zwinęliśmy się do pokoju. Pod wieczór postanowiliśmy wdrapać się na punkt widokowy, z którego można oglądać zachód słońca nad Koh Phi Phi. Podejście było dość strome, długie i męczące, więc na szczyt dotarliśmy cali spoceni. Na ten sam pomysł wpadło dość sporo ludzi więc na górze było całkiem dużo ludzi, ale zachód nie był jakiś spektakularny bo niebo było zachmurzone. Po zachodzie zeszliśmy na plażę i w jednej z knajpek zjedliśmy obiad. Usiedliśmy przy stoliku na plaży, z którego musieliśmy się ewakuować bo zaczęło lać i obiad kontynuowaliśmy wewnątrz knajpy. Na szczęście była to przelotna zlewa, więc nie musieliśmy długo czekać na jej koniec. W drodze do pokoju rozglądaliśmy się za jakimiś ciuchami, ale chyba taniej będzie coś kupić w Bangkoku.