W Kuala Lumpur (KL) też zostaliśmy dłużej niż planowaliśmy, ale głównie za sprawą wizy do Tajlandii. W sobotę około 13.30 wyjechaliśmy z Melaki autobusem (12,40 ringit od osoby) do KL. Na miejsce dotarliśmy około 17. Z dworca autobusowego musieliśmy jeszcze dojechać do centrum. Do naszego gospodarza mogliśmy udać się dopiero po 21 więc znaleźliśmy jakąś knajpę, w której przeczekaliśmy. Po KL jest dość łatwo się poruszać dzięki kilku liniom kolejki która przecina miasto we wszystkich kierunkach. Jedyny problem polega na przejściu z jednej linii na drugą. Za każdym razem trzeba wyjść ze stacji i przejść do innej kupując następny bilet. Jest to tak zorganizowane ponieważ każda linia była budowana oddzielnie i stacje nie są ze sobą zintegrowane, ale nie jest ciężko się w tym wszystkim połapać. Do mieszkania Valberga dotarliśmy tuż po 21. Tam okazało się, że w sumie śpi u niego 5 osób z couchsurfingu. Chwilę pogadaliśmy i poszliśmy spać.
W niedzielę Valberg zaproponował, że podwiezie nas i jeszcze jedną dziewczynę z Australii do lasu niedaleko jego szpitala, gdzie jest podobno kilka przyjemnych ścieżek spacerowych. W sumie po wizytach w parkach narodowych na Borneo ten las nie zrobił na nas większego wrażenia. Jedyne co nas zaskoczyło to ogromna ryba pływająca w stawie, który minęliśmy. Nie udało nam się dowiedzieć co to była za ryba ale była ogromna. Miała ponad 2 metry długości i ponad 30 cm wysokości (musiał to być jakiś mutant albo co ...) Z lasu podjechaliśmy do Batu Caves, jaskiń w których jest hinduska świątynia. W sumie też bez rewelacji. Wszędzie lekki syf i smród. Stamtąd pojechaliśmy kolejką do centrum, gdzie sie rozdzieliliśmy, ponieważ Australijka spotykała się ze swoją znajomą. My natomiast poszliśmy przejść się po Chinatown, które też było takie sobie (w Melace było ciekawiej). Popołudniu zaczęło się chmurzyć więc schowaliśmy się w kafejce, gdzie przy kawie przeczekaliśmy deszcz. Pod wieczór wróciliśmy do domu, kupując po drodze coś do zjedzenia na lokalnym targu.
Następne dwa dni spędziliśmy głównie w Tajskiej ambasadzie starając się o wizę. (Dostaliśmy ją za darmo :) na dwa miesiące.Poszliśmy też do centrum w okolice Petronas Tower (bliźniacze wieże, o wysokości 45m, które były najwyższymi budynkami do 2004 roku).
Dzień przed wyjazdem do Cameron Highlands poszliśmy na dworzec autobusowy niedaleko Chinatown, zorientować się jak wygląda sprawa z dojazdem. Okazało się, że ten dworzec jest akurat w remoncie (nigdzie nie było o tym informacji) i będziemy musieli pojechać na dworzec, na który przyjechaliśmy z Melaki (dobrze, że coś nas tknęło, żeby to sprawdzić). Dzisiaj poszliśmy wcześniej spać bo jutro rano wcześnie pobudka.