Nocny scenariusz znowu się powtórzył, więc byliśmy niedospani. Po śniadaniu, około 10 poszliśmy do biura zapłacić za wycieczkę i poczekać na łódkę, która zabierze nas do jaskini. W biurze okazało się że jesteśmy za późno!!! Okazało się, że zbiórka jest o 10.15 ale przed wejściem do jaskini, a łódka która nas tam powinna zabrać odpłynęła o 9.15 (pani wczoraj musiały się godziny pomylić). Trochę się zawiedliśmy, no ale trudno. Tak musiało być. Zamiast tego poszliśmy sobie na kolejny spacer pobliskimi ścieżkami i znowu widzieliśmy sporo ciekawych i kolorowych żyjątek. Popołudnie spędziliśmy na werandzie, przed naszym domem grając w karty i kontemplując otaczającą nas przyrodę. Wieczorem spakowaliśmy się, bo jutro wracamy już do Miri. Spać poszliśmy około 22. Robale za oknem znowu dawały nam się we znaki. I wtedy około północy Andrzej dostał genialnego olśnienia i przypomniał sobie o zatyczkach do uszu (czemu na to wcześniej nie wpadliśmy?). Nockę (prawie) całą mieliśmy przespaną (genialne te zatyczki do uszu).