Po nieprzespanej nocy (bębniący deszcz do rana), zjedliśmy śniadanie i poszliśmy do parku. Jak wyszliśmy z domu, to zobaczyliśmy że w rzece poziom wody podniósł się o dobre dwa metry. Ścieżka, którą chodzimy zrobiła się dość błotnista. Ciekawe jak długo potrwa zanim woda w rzece opadnie do poprzedniego poziomu. W biurze parku powiedzieli nam, że niestety na Pinacles nie pójdziemy, bo jest akurat szczyt sezonu i jest dużo ludzi, a trek na Pinacles jest dwudniowy i trzeba spać po drodze w chatce, która jest w pełni obłożona do końca tygodnia (w tej samej chatce się śpi podczas treku szlakiem Łowców). Tego się nie spodziewaliśmy (dobrze jest więc zrobić rezerwację na nocleg w chatce wcześniej). Oprócz Pinacles i 5-dniowego treku na szczyt Gunung Mulu jest jeszcze kilka łatwiejszych ścieżek niedaleko biura, więc mamy nadzieję zobaczyć coś ciekawego. Poza wycieczkami pieszymi, główną atrakcją w parku są jaskinie. Znajduje się tutaj miedzy innymi największa komnata na świecie Sarawak Chamber, która znajduje sie w Jaskini Pomyślności (Good Luck Cave). Została ona odkryta dopiero w 1981 roku. Ma ona 700 metrów długości, 400 metrów szerokości i przynajmniej 70 metrów wysokości (dla porównania poprzednia komnata Big Room w USA, uważana za największą jest trzy razy mniejsza od tej). Niestety jest on dostępna tylko dla doświadczonych speleologów. Dostępna dla zwiedzających są natomiast Jaskinia Jelenia (Deer Cave) która jest największym przejściem w jaskini na świecie – 2 km długości i ponad 90 metrów wysokości i szerokości oraz najdłuższa jaskinia w Azji Clearwater Cave (Jaskinia Czystej Wody), która ma ponad 105 km długości i jest uznawana za największą jaskinię na świecie pod względem objętości (30 347 540 m3).
Postanowiliśmy więc, że rano przejdziemy się ścieżkami po parku a popołudniu zapisaliśmy się na wycieczkę do Jaskini Jelenia. Na jutro rano natomiast zapisaliśmy się na wycieczkę do Racer Cave, która jest dla średniozaawansowanych, ponieważ trzeba się w kilku miejscach wspiąć po linie. Niestety w tym tygodniu nie będzie wycieczek o bardziej zaawansowanym stopniu trudności, bo podobno nie ma takiego zainteresowania (? :/) i wszyscy przewodnicy są zajęci innymi wycieczkami. Trzeba się więc będzie zadowolić tym co mamy. Postanowiliśmy więc, ze przejdziemy się jedną z dostępnych ścieżek do wodospadu. Pierwszy odcinek spaceru był po drewnianych ścieżkach-pomostach, które były jakieś 0,5 do 1 metra nad ziemią. Po całonocnych opadach wszędzie stało pełno wody (miejscami nawet ponad 0,5 metra). Po drodze wystraszyliśmy też dzika, który zaczął biec w wodzie w głąb lasu. Paulinie udało się zobaczyć jego tyłek (jak zwykle). W miejscu gdzie odbijała ścieżka do wodospadu nie stała już na szczęście woda, bo nie było już drewnianego pomostu. Ścieżka była dość błotnista, więc miejscami musieliśmy szukać alternatywnej drogi, żeby nie ugrzęznąć w błotnisto – gliniastym podłożu. W pewnym momencie Paulina z wielkim obrzydzeniem strzepnęła pijawkę, która zaczęła jej pełznąć po nodze (mieliśmy na sobie krótkie spodnie, bo podobno nie ma tutaj tyle pijawek ile było w Danum Valey). Jak się później okazało była to jedyna pijawka, która na nas weszła i którą widzieliśmy podczas całego pięciodniowego pobytu tutaj, ale mimo to zdołała ona wpędzić Paulinę w obrzydzenie do lasu deszczowego i żyjących tutaj małych stworzonek. Po drodze musieliśmy przejść przez mały mostek przez rzekę. Było widać, że musiał on być w wodzie wcześniej bo był pokryty naniesionym piachem przez rzekę. W sumie nie widzieliśmy tutaj zbyt dużo zwierzątek poza sporym ślimakiem, tyłkiem dzika no i tą pijawką. W sumie las deszczowy tutaj podobał nam się najbardziej (tak go sobie wyobrażaliśmy z przecinającymi go rzeczkami, błotnistym podłożem, bujną roślinnością i odgłosami). Z wodospadu poszliśmy do kafejki w parku zjeść lunch i o 14.30 stawiliśmy się przed biurem na wycieczkę do Jaskini Jelenia. Po drodze do jaskini nasz przewodnik wypatrzył małe, czerwone żuczki, zieloną jaszczurkę, chowającą się w liściach i jakieś latające stworzenie z dużym, czerwonym nosem (albo rogiem). Nazwę jaskini nadała lokalna ludność Penan i Berawan z racji tego, że jelenie używały jej jako schronienia (później przestały tutaj przychodzić ponieważ tubylcy zaczęli na nie tutaj polować, ponieważ były łatwym celem). Wejście do jaskini jest naprawdę imponujące. Ścieżka wiodła przy ścianie, tak żeby nie leciały nam na głowę odchody nietoperzy, które licznie zamieszkują sufit jaskini (jest ich tutaj w sumie kilka milionów, więc leci tego w dół dość sporo, miejscami guano jest nawet 6 metrów głębokie). Im głębiej wchodziliśmy tym więcej widzieliśmy różnych stworzeń, które uciekały przed światłem latarki. Pierwsza komnata jaskini jest w sporej części oświetlona wpadającym przez ogromne wejście światłem. Ze środka był piękny widok w stronę wejścia ze ściekającą w kilku strugach, jakby w zwolnionym tempie, wodą z sufitu (musi to wyglądać jeszcze ładniej kiedy przez wejście wpadają promienie słoneczne, dzisiaj niestety niebo było pochmurne). W oczkach wodnych widzieliśmy też żyjące ryby. Udało nam się też zobaczyć jakiegoś robaka, najeżonego trującymi kolcami. Na końcu jaskini są dwa ciekawe stalaktyty, które nazywają się prysznic Ewy i prysznic Adama. Kiedy tworzy się stalaktyt ma on początkowo strukturę wąskiej, długiej rurki. Jeżeli jej otwór się zatka woda znajduje sobie nowe ujście, spływając po jego ściankach, tworząc z czasem kształt stożka. W przypadku tych dwóch stalaktytów, ciśnienie wody jest dość spore (z powodu obfitych opadów deszczu na powierzchni) i otwór się nie zatkał. W związku z tym woda cały czas wypływa z jego wnętrza. Po wyjściu z jaskini poszliśmy jeszcze do drugiej, znacznie mniejszej jaskini Langa. Można tutaj oglądać dużo, ciekawych nacieków skalnych. Obie jaskinie są ładnie podświetlone, przez rozstawione reflektory. Nasz spacer zakończyliśmy na platformie poniżej wejścia do jaskini Jelenia, z której podziwialiśmy wylot milionów nietoperzy w poszukiwaniu jedzenia. Początkowy w „małych” grupach wylatywały one z jaskini i po okręgach wzbijały się one wyżej, aby po osiągnięciu pewnej wysokości lecieć nad lasem w przepięknych, wijących się serpentynach. Początkowe serpentyny nie były zbyt długie, może niewiele ponad 10 metrów, ale były dość grube i gęste. Później serpentyny te robiły się coraz dłuższe. Postanowiliśmy więc zmierzyć czas w jakim one przelatywały nad naszymi głowami z jaskini do lasu. Najdłuższa jaką udało nam się zmierzyć, leciała nieprzerwanie przez nieco ponad 6,5 minuty. Musiało w niej być dość sporo nietoperzy. Serpentyny te pojawiały się jedna po drugiej. Wtedy zobaczyliśmy, że w tej jaskini naprawdę musi żyć kilka milionów tych nietoperzy. Widok był przepiękny. Od tego patrzenia w górę rozbolały nas szyje więc zebraliśmy się w drogę powrotną (tym razem patrzeliśmy w dół pod nogi). Po obiedzie poszliśmy do naszego pokoju. Około 22 tradycyjnie wyłączyli prąd więc poszliśmy spać. Dzisiaj też padało w nocy więc raczej się nie wyśpimy.