Rano, po śniadaniu poszliśmy na pocztę, żeby wysłać paczkę do domu z rzeczami, które już nam nie będą potrzebne (przy okazji odchudziły nam się trochę plecaki). Za paczkę 8,2 kg zapłaciliśmy 52 ringit, czyli bardzo tanio. Po powrocie do hostelu spytaliśmy się o transport na lotnisko. Okazało się, że jedzie tam jeszcze jedna para, więc wyjdzie najtaniej jak we czwórkę pojedziemy busem. Na lotnisku wszystkie odprawy odbyły się bez niespodzianek. Po wylądowaniu w Mulu odebraliśmy bagaże i skontaktowaliśmy się z panią u której będziemy spać. Musieliśmy poczekać jeszcze na resztę ludzi, którzy też tam jadą. W końcu załadowaliśmy się do zdezelowanego busa i pojechaliśmy na miejsce. Dom w którym będziemy spać jest podzielony na 6 zbiorówek. My dostaliśmy pokój tylko dla siebie, więc nie było źle. Wyposażenie jest dość podstawowe. W łazience jest ubikacja, kran z zimną wodą, pod którym stoi duży kubeł na wodę, którą używa się do spłukiwania toalety i do brania prysznica (woda jest prosto z rzeki więc dość zimna ;/). Dom jest położony tuż nad rzeką Melinau, którą widzieliśmy z samolotu (wije się ona niesamowicie). Po zrzuceniu plecaków w pokoju, poszliśmy do biura w parku (5 min spacerek) żeby zorientować się co możemy jeszcze dzisiaj zrobić i ewentualnie zapisać się na jakieś wycieczki z przewodnikiem. Ponieważ było już dość późno (po 16), więc więcej wycieczek już nie było. Wzięliśmy więc mapkę parku i ulotki i poszliśmy na obiad poczytać co będziemy mogli jutro robić. Generalnie są tutaj dwie opcje jeżeli chodzi o jedzenie. Pierwsza to kafejka w parku która ma bogatsze menu, ale ceny są wyższe. Druga opcja to mała knajpka tuż przy parku (jest tutaj też zakwaterowanie) która ma 4 dania do wyboru, ale o połową taniej. Wybraliśmy więc opcję drugą, bo była też bliżej naszego pokoju. Około 17 zaczęło lać, było oberwanie chmury i nie przestawało w sumie aż do rana. Po obiedzie, przeczekaliśmy aż deszcz trochę zelżał i wróciliśmy do naszego pokoju. I dobrze trafiliśmy bo akurat załączyli generator więc był prąd. Postanowiliśmy, ze jutro spytamy się w parku czy możemy iść do Pinacles, czyli iglic skalnych wystających ponad las deszczowy. Spać poszliśmy około 22 jak wyłączyli prąd. Na dworze lać nie przestawało i deszcz bębnił o blaszany dach, więc zasnąć nie było łatwo.