Rano wstaliśmy około 8. Po śniadaniu, około 9 zebraliśmy się i poszliśmy do centrum. Tam o 10 rozpoczynało się pierwsze karmienie, więc nie mieliśy zbyt dużo czasu. Bilet wstępu kosztuje 30 ringit od osoby, plus 5 za aparat. W drodze na platformę, tuż przy ścieżce, w drzewach buszowały dwa młode orangutany. Były dosłownie na wyciągnięcia ręki. Na ścieżce zrobił się korek, bo wszyscy chcieli zrobić im zdjęcie. Na platformie z której można oglądać karmienie małp. Zebrała się około setka ludzi. Wszyscy z aparatami na wieżchu czekali, na pojawienie się orangutanów. Punktualnie o 10 dwóch opiekunów wyłoniło się zza krzaków i weszło na osobną platformę na której będą karmić małpy. Po krótkim nawoływaniu zadrżała jedna z lin prowadzących do platformy. Był to znak, że nadchodzą „krewni”. Najpierw pojawił się jeden orangutan i podszedł do miski z której zaczął pić mleko. Później zjadł kilka bananów i zaczął wracać do lasu. W tym samym czasie pojawił się drugi, ale chyba był nieśmiały bo nie podszedł za blisko i po krótkiej chwili też zniknął. Opiekunowie wysypali więc resztę bananów z wiadra i zeszli z platformy. Po ponad 30 minutach jeden ze strażników zaczęł delikatnie prosić ludzi, zeby opuścili platformę obserwacyjną. Nikt nie mógł zostać, żeby zobaczyć czy któryś z orangutanów wróci po więcej bananów. Trochę byliśmy niezadowoleni, bo spodziewaliśmy się czegoś więcej. No ale w końcu to nie zoo, a zwierzęta nie są przyzwyczajone do takiej ilości ludzi, więc nigdy nie wiadomo co się zobaczy. Z nadzieją postanowiliśmy więc poczekać na drugie karmienie które będzie miało miejsce o 15. Zdecydowaliśmy się więc pójść na spacer po szlaku w otaczającej centrum dżungli. Centrum Rehabilitacyjne jest położone na ponad 5000 ha dziewiczego lasu deszczowego. Trafiają tutaj małpy osierocone w skutek polowań, wyrębu lasu, itp. Uczą się tutaj jak samemu przetrwać w dżungli i jak osiągną samodzielność są wypuszczane do lasu. Na spacerze nie udało nam się zobaczyć żadnych ciekawych zwierzątek. Ze spaceru wróciliśmy około 13. Usiedliśmy sobie na jednej z ławek w oczekiwaniu na otwarcie bramki przed drugim karmieniem. W końcu po 14 mogliśmy znowu wejść na platformę obserwacyjną. W miarę zbliżania się godziny karmienia platforma zaczęła się zapełniać ludźmi. O 15 zaczęło się karmienie. I Scenariusz się powtórzył, z tym że pokazał się tylko jeden orangutan. Po pół godzinie zaczęliśmy się zbierać do wyjścia, kiedy to na pobliskim drzewie pokazały się jeszcze dwa orangutany i pomału zaczęły się zbliżać do platformy do karmienia. I zaczęło się przedstawienie. Jeden z orangutanów zaczął zaglądać i wkładać palec do tyłka drugiemu, mając przy tym bardzo poważny i zaciekawiony wyraz twarzy. Później zaczęły buszować po platformie i po porozwieszanych linach i przybierać co dziwniejsze pozy. W sumie została grupka, może 15 osób. Wszyscy siedzieli z wlepionym w nie wzrokiem. Strażnik był na tyle uprzejmy, że pozwolił nam zostać pół godziny dłużej i nacieszyć oczy widokiem bawiących się, młodych orangutanów. O 16 z wymalowanymi uśmiechami wróciliśmy do pokoju. Od śniadania nic nie jedliśmy więc zdążyliśmy dobrze zgłodnieć. Zrobiliśmy więc sobie obiad. W tym czasie, na dworze zaczęło lać. I nie przestawało przez godzinę (mieliśmy więc szczęście). Po deszczu poszliśmy do jadalni (tam jest dostęp do internetu) i zadzwoniliśmy do rodzinki. W czasie rozmowy jadalnię odwiedził mały makak. W pewnym momencie biegnąc po poręczy wskoczył na drzewko rosnące w doniczce, myśląc że to normalne drzewo i zleciał z nim na ziemię. Tak szybko jak zleciał, wskoczył zdziwiony z powrotem na poręcz. Później pan z obsługi go przegonił mówiąc, że często tu przychodzi i podbiera gościom jedzenie z talerza. W dobrych nastrojach po udanym dniu i po rozmowie z rodziną poszliśmy spać. Jutro planujemy pojechać do Labok Bay gdzie jest rezerwat małp Proboscis.