Rano trochę zaspaliśmy więc musieliśmy zebrać się w pośpiechu. O 7.30 pojechaliśmy jeepney’em do Roxas, gdzie czekaliśmy ponad godzinę na autobus którym dojedziemy do Taytay. Na miejsce dojechaliśmy około 13. W Taytay autobusy zatrzymują się na przystanku na przedmieściach skąd trzeba dojechać do centrum. Wzięliśmy więc tricykla, który podwiózł nas do Casa Rosa, miejsca gdzie będziemy spać. Jest ono położona na wzgórzy. Z Restauracji jest bardzo ładny widok na zatokę i fort, który znajduje się nad samym brzegiem morza. Fort był zbudowany jeszcze przez Hiszpanów jakieś 300 lat temu i jest w całkiem dobrym stanie. W Casa Rosa wzięliśmy pokój z prysznicem (toaleta jest dzielona), za który (po negocjacjach) zapłaciliśmy 250 peso za dzień (najtaniej jak do tej pory). Zrzuciliśmy bagaże i poszliśmy się rozejrzeć po miasteczku. Później poszliśmy na obiad. Zamówiliśmy sobie po pizzy (była zaskakująco dobra) i podziwialiśmy widok z restauracji. Spytaliśmy też o wycieczki które tutaj organizują, ale na większość z nich musi być min. 4 osoby. Chcieliśmy popłynąć na wycieczkę po pobliskiej zatoce gdzie można wypatrzeć delfiny (ale takie z okrągłym czołem, bez dzioba – te delfiny są blisko spokrewnione z orkami). Ponieważ jest nas tylko dwoje cena jest wyższa. Postanowiliśmy, że jutro poczekamy. Może ktoś dojedzie i będzie chciał popłynąć z nami. Wieczorem posiedzieliśmy jeszcze w restauracji i później poszliśmy spać.