Rano mieliśmy pobudkę przed 6 rano. O 6.30 zjedliśmy wcześniej zamówione śniadanie i o 7 razem z Alison ruszyliśmy w drogę do przełęczy. Myśleliśmy ze zabierze nam to ponad godzinę. Na miejsce doszliśmy w niecałą. W sumie dobrze ze byliśmy wcześniej bo przynajmniej mieliśmy chwilę żeby odsapnąć. My jechaliśmy tylko do Banaue, a Alison jechała dalej do Sagady. W drodze do Banaue zmieniliśmy zdanie co do naszych planów. Postanowiliśmy jechać z Alison do Sagady. Z jednej strony dobrze nam się z nią rozmawiało, z drugiej już się trochę napatrzyliśmy na tarasy ryżowe, więc chyba przyszedł czas na zmianę krajobrazu. W Banaue kupiliśmy sobie coś do jedzenia i do picia na drogę i poszukaliśmy transportu. Znaleźliśmy busa który nas zabierze do samej Sagady. Najpierw jednak jedziemy do Bontoc. Jazda tam zajęła nam jakieś 2 godziny. Droga prowadziła klifami, naokoło doliny na drugą jej stronę. Widoki były niesamowite. Droga była całkiem dobra. Większość z niej była pokryta betonem. Gdzieniegdzie była dość mocno zniszczona przez osunięcia się ziemi, ale zaczęto ją już naprawiać. W Bontoc okazało się że jesteśmy jedynymi pasażerami do Sagady więc tym busem nie pojedziemy. Kierowca powiedział, że zorganizuje dla nas dalszy transport. I tak też się stało. Wsadził nas do jeepneya którym (zapakowanym po dach) dojechaliśmy do Sagady. Na miejscu rozejrzeliśmy się za noclegiem. Nie udało nam się znaleźć nic poniżej 200 peso od osoby. Wybraliśmy więc miejsce z dala od głównej drogi na wzgórzu z widokiem na wioskę. Wzięliśmy pokój trzyosobowy. Po rozłożeniu bagaży, poszliśmy na spacer po okolicy. Po drodze zobaczyliśmy wiszące trumny. Trumny były przyczepione do stromego klifu. Tak chowano ludzi tutaj przed przyjęciem chrześcijaństwa. Dalej poszliśmy zobaczyć pobliską jaskinię, ale nie da się tam wejść bez przewodnika. Spacer trochę nas zmęczył więc postanowiliśmy poszukać jakiegoś miejsca na obiad. A było w czym wybierać. W końcu wybraliśmy jakąś knajpkę. Zjedliśmy obiad i poczuliśmy, że dalej jesteśmy głodni. Postanowiliśmy więc poszukać następnego miejsca na obiad. Po drugim obiedzie dopiero poczuliśmy że jesteśmy najedzeni. Śmialiśmy się z tego cały wieczór. Będziemy go pamiętać jako wieczór dwóch obiadów. Najedzeni, ale nie obżarci, wróciliśmy do pokoju i poszliśmy spać.