Geoblog.pl    akleeberg    Podróże    New Zealand, Australia and SE Asia 2010    Belaga
Zwiń mapę
2010
25
lip

Belaga

 
Malezja
Malezja, Belaga
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 55963 km
 
Rano wstaliśmy około 7 bo chcieliśmy w miarę wcześnie wyjechać do Sibu. Zeszliśmy do kuchni i zjedliśmy śniadanie. Jak wracaliśmy do pokoju, w recepcji zagadał do nas Willie (ten sam facet, który załatwił nam nocleg w Mulu) i zapytał jakie mamy dalsze plany. Powiedzieliśmy jemu, że chcemy jechać do Sibu i stamtąd popłynąć w górę rzeki Batang Rajang i odwiedzić jakieś longhouse (tradycyjne domy lokalnej ludności). Willie powiedział, że lepiej będzie zatrzymać się w Bintulu (w połowie drogi do Sibu) i stamtąd dojechać do Belagi, miejscowości nad rzeką i dalej płynąć w dół rzeki do Sibu, bo w ten sposób nie będziemy musieli robić pętli i zabierze nam to mniej czasu, poczym wziął komórkę do ręki i zaczął dzwonić. Po chwili powiedział, że zorganizował nam transport z Bintulu do Belagi, musimy tam tylko dotrzeć na 13) i nocleg w longhouse w Beladze. Byliśmy mile zaskoczeni, bo nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy. Bardzo serdecznie podziękowaliśmy i poszliśmy do pokoju szybko się spakować, bo musieliśmy dojechać na dworzec autobusowy przed 9.30, żeby złapać autobus do Bintulu. Na dworzec wpadliśmy o 9.30, kupiliśmy bilet i znaleźliśmy autobus, którym po 4 godzinach jazdy dojechaliśmy do Bintulu. Tam po przyjeździe mieliśmy się skontaktować z facetem, który zawiezie nas do Belagi. Zdążyliśmy wysiąść z autobusu, Paulina poszła do toalety i zjawił się nasz kierowca. Załadowaliśmy się więc do Toyoty Land Cruiser. Siedziała tam już jakaś młoda parka miejscowych. Mieliśmy pojechać do centrum zabrać jeszcze kogoś i potem ruszyć w drogę. I tak też się stało. Z Bintulu musieliśmy się cofnąć jakieś 50 km do skrzyżowania, gdzie skręciliśmy w drogę prowadzącą do budowanej tamy w Bakun. Po przejechaniu kilku kilometrów zjechaliśmy z asfaltu i nieutwardzoną drogą dojechaliśmy do szlabanu. Tam nasz kierowca wpisał się do książki i pojechaliśmy dalej. Przez następne kilka godzin jechaliśmy wyboistą drogą, która jest też używana przez ciężkie ciężarówki wywożące ścięte drzewa. Droga była naprawdę wyboista i dość męcząca. Kilka razy skręcaliśmy w jakieś odnogi i coraz bardziej zagłębialiśmy się w dżunglę. Widoki były niesamowite, ale niestety często było też widać wycinki lasu i plantacje palm. Po czterech długich godzinach jazdy wyboistymi drogami, dość niespodziewanie wjechaliśmy na asfalt i po chwili wjechaliśmy do Belagi, które okazało się normalnym miasteczkiem, tyle że po środku gęstej dżungli. Przeżyliśmy dość spore zaskoczenie. Wyglądało to dość surrealistycznie. Zaczęliśmy się zastanawiać jak oni dowożą tutaj zaopatrzenie tymi drogami (nie ma szans, że jaja dojeżdżają tutaj w całości ;) No ale później zdaliśmy sobie sprawę, że przecież Belaga lezy nad Batang Rajang, która jest główną drogą dostępu do serca Sarawaku i którą większość towarów jest przewożona. Na miejscu przywitał nas Julek (nie, nie Polak), młody miejscowy chłopak. Od razu zaprowadził nas do cofee house i zaproponował coś do picia. Tam przy stoliku siedziała jego żona Mimi. Po bardzo serdecznym przywitaniu zaczęliśmy uzgadniać szczegóły naszego pobytu. Julek i Mimi (na tyle na ile jej siły pozwolą – jest w 8 miesiącu ciąży) będą naszymi przewodnikami. Uzgodniliśmy cenę (300 ringit od osoby za trzy noce, wliczając wszystko) i gry plan na następne dni. Poszliśmy też do sklepu kupić podarki, które będą potrzebne podczas wizyt w longhouse. Po zakupach wsiedliśmy do łódki i popłynęliśmy w górę rzeki do „długiego domu” Julka, gdzie będziemy spać. Longhouse (długi dom po polsku) są to długie budynki (mają po kilkadziesiąt metrów, niektóre nawet ponad sto), często zbudowane na palach. Na piętrze, z jednej strony, wzdłuż całej długości biegnie dość szeroki, zadaszony ganek, który jest miejscem spotkań całej społeczności żyjącej w domu. Z ganka są osobne wejścia do osobnych domostw dla każdej rodziny. Miejsce pod domem często służy jako warsztat albo żyją tam zwierzęta. Po dobiciu wysiedliśmy z łódki. Ponieważ poziom wody w Rajang często się wacha w zależności od opadów i ponieważ niesie ona ze sobą straszne ilości piachu i mułu brzegi są bardzo grząski. Dlatego są na nich ułożone bale drzew i deski (zamiast pomostów), aby można było wejść wyżej. Po wejściu do domu Julek powiedział nam, że dzisiejszą noc spędzimy u jego ciotki, bo u niego śpią inni turyści. Zaczęło się już ściemniać więc ciotka zapaliła lampy naftowe (nie ma tutaj stałego dostępu do prądu, więc każda rodzina ma osobny generator) i zaczęła szykować obiad. Po chwili wszystko było już gotowe. W piątkę (Julek, Mimi, ciotka i my) usiedliśmy na ziemi w kuchni i zaczęliśmy jeść. Dostaliśmy pyszną, gotowaną rybę, ryż i jakieś miejscowe warzywa. Po obiedzie herbata (normalnie jak w domu). Julek załączył u siebie generator więc przenieśliśmy się do niego. Włączył on telewizor i puścił film na dvd. Po chwili zaczęła się schodzić reszta rodziny z sąsiednich domostw. Wszyscy siedzieli na ziemi i gapili się w telewizor (łącznie z nami). Po filmie poszliśmy spać. Jutro po śniadaniu jedziemy z angielską rodzinką, która spała u Julka, nad wodospad, a później pozwiedzać długie domu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 273 wpisy273 339 komentarzy339 2533 zdjęcia2533 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże