Dzisiaj wstaliśmy przed 5 żeby zdążyć na Pociąg do Osaki, skąd mieliśmy autobus do Takayamy. Na miejsce do jechaliśmy około 13. Zameldowaliśmy się w schronisku i poszliśmy na spacer. Takayama jest dużo mniejsza od miast w których byliśmy do tej pory. Właściwie wszędzie można dojść pieszo i jest sporo wyznaczonych tras spacerowych. My wybraliśmy krótszą na dzisiaj. Najpierw przeszliśmy się uliczkami Takayamy, gdzie jest dużo starych, tradycyjnych domów. Bardzo nam się tutaj spodobało. Później poszliśmy na pobliskie wzgórze, skąd z jednej strony widać było prawie całą Takayamę, a z drugiej ośnieżone szczyty Japońskich Alp. Panorama była piękna. Po zejściu z powrotem wybraliśmy miejsce na imieninowy obiad Andrzeja. Zaszaleliśmy i poszliśmy spróbować wołowiny Hida (nazwa regionu w którym leży Takayama), która uchodzi za najlepszą w Japonii. Wybraliśmy restaurację z przystępnymi cenami (1000 jenów za danie główne – były knajpy gdzie danie główne kosztowało trzy razy tyle, albo lepiej). Jak weszliśmy do środka, przywitała nas starsza pani (chyba właścicielka) i wskazała nam stolik. Po chwili przyniosła po kieliszku sake (firma stawia), ale piliśmy już lepsze wina. Paulina zamówiła wieprzowinę, a Andrzej wziął wołowinę Hida. Pani podała nam wszystko na dwóch tacach, na których było nasze danie główne, miska z ryżem, miska z zupą (obu można było dokładać sobie do bólu), jakaś sałatka i marynowane warzywa. Wszystko było bardzo smaczne. Po obiedzie wróciliśmy do schroniska, wypiliśmy herbatę i poszliśmy spać.
Na dzisiaj zaplanowaliśmy sobie jeden z dłuższych spacerów wokół Nary (jakieś 4 godziny), a na popołudnie chcieliśmy przejść się do miejsca gdzie są jeszcze stare, tradycyjne zabudowania wiejskie. Mapę którą mieliśmy ze sobą była bardziej poglądowa niż szczegółowa, więc trochę pobłądziliśmy w czasie porannego spaceru. Po drodze minęliśmy kilka ładnych miejsc. Po południu, kiedy chcieliśmy pojechać zobaczyć stare, wiejskie zabudowania okazało się, że miejsce to leży kilka kilometrów za Takayamą i trzeba dojechać tam autobusem (na co było za późno). A szkoda bo jest to podobno bardzo ładna wioska. Zamiast tego poszliśmy więc do muzeum-skansenu które leżało na drugim końcu Takayamy (tutaj wstęp był płatny, ale było warto). Skansen położony jest na wzgórzu, u stóp którego znajduje się duży staw. Domy które tutaj się znajdują zostały zwiezione z różnych zakątków regionu Hida i zostały zbudowane w różnych okresach, co jest widoczne w ich konstrukcji (to oczywiście wiemy z wyczytanych tam informacji a nie z obserwacji własnych ;). Spędziliśmy tutaj ponad dwie godziny, aż do zachodu słońca. Do większości domów można wejść. Niektóre z nich były całkiem duże. We wszystkich w centralnym punkcie były paleniska (w tych większych było ich nawet kilka). Od czasu do czasu są one zapalane żeby utrzymać zapach jaki panował w domach. Zdziwiło nas że nad paleniskiem nie było komina, dym więc zbierał się pod dachem, co podobno konserwowało drewno (i ludzi pewnie też;). Niektóre domy były dwu a nawet trzy piętrowe, ale ciężko stwierdzić co się znajdowało na wyższych piętrach, bo na pewno nie było tam sypialni (nie z tym dymem).Po drodze do domu też się zgubiliśmy, bo Paulina była w 100%pewna że mamy iść w prawo kiedy mieliśmy iść prosto (ja oczywiście wiedziałem, gdzie iść ale nie chciałem się kłócić ;), więc do domu wróciliśmy po 20.
Ostatniego dnia wstaliśmy wcześniej bo chcieliśmy iść na poranny targ, gdzie podobno miejscowi rolnicy sprzedają swoje produkty. W rzeczywistości można tutaj było kupić prawie wszystko oprócz warzyw i owoców (na jeżyckim jest większy wybór;). Po spacerze wróciliśmy do schroniska, przeczekaliśmy do południa, zjedliśmy lunch i poszliśmy na autobus do Tokyo. Na miejsce dojechaliśmy około 21. Z dworca autobusowego czekała nas jeszcze półgodzinna podróż do domu Natsuno u której zatrzymamy się następne trzy noce przed wylotem na Filipiny. Dzisiaj widzieliśmy się też po raz ostatni z Marco i Sarą, którzy jutro wcześnie rano lecą do Portugalii. Mamy nadzieję że podróż minie im bez większych opóźnień związanych z wybuchem wulkanu w Europie.