Tym razem autobus był całkiem przyjemny. Siedzenia rozkładały się mocno do tyłu, spod spodu wjeżdżał podnóżek i nad głową można było rozciągnąć mały baldachim (coś jak w spacerówkach) więc światło nie świeciło w oczy. Do Osaki dojechaliśmy przed 6 rano, nieco wcześniej niż sądziliśmy (z biletu nie dało się nic wyczytać bo wszystko było w krzaczkach oprócz daty i godziny wyjazdu). Stwierdziliśmy więc, że zjemy śniadanie (znowu tofu) i prześpimy się gdzieś w rogu stacji do 8 (wtedy otworzą punkt informacyjny). Przechodzący Japończycy jakoś dziwnie się na nas patrzeli (chyba śpiący w rogu stacji obcokrajowcy nie są częstym widokiem). Przed 8 poszliśmy schować bagaże do zamykanej szafki i poszliśmy do informacji. Tutaj zasięgnęliśmy informacji na temat zamku Himeji i jak tam dojechać. Stamtąd poszliśmy na stację i pociągiem pojechaliśmy do Himeji (z przesiadką w Kobe). Idąc za przykładem Japończyków ucięliśmy sobie drzemkę w pociągu. Na miejsce dojechaliśmy około 11. Zamek wyglądał dość imponująco. Niestety jego główna atrakcja, wysoka wieża, była w trakcie renowacji i była niedostępna dla zwiedzających (no i niestety w tle były rusztowania i dźwig ;/). Ale mimo to zamek nam się podobał (ale bez fajerwerków). Trochę też pospacerowaliśmy po ogrodach (zjedliśmy też lunch – znowu ryżowe kulki). Po południu poszliśmy na pociąg. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Kobe na krótki spacer po Chinatown i pojechaliśmy do Osaki zabrać bagaż i dalej do Kyoto. W Kyoto zatrzymaliśmy się u Shoji (couchsurfing). Shoji jes bardzo sympatycznym Japończykiem. Ma on osobny dom który przeznaczył dla couchsurferów (cs). W sumie można powiedzieć że jest on swoistą legendą cs. Sciany mieszkania są zapełnione wpisami ludzi którzy tutaj gościli. Niestety Shoji mieszka w innym domu. Niestety, bo wiedzieliśmy się z nim tylko max dwie godziny późnym wieczorem (zupełnie inaczej to zorganizowane niż u innych gospodarzy). No ale za to poznaliśmy tu kilka sympatycznych osób.